Słabość. Tylko to czułam, kiedy mój zbłądzony wzrok
powędrował na odłamek szkła, tkwiący gdzieś w okolicach przedramienia. Co
prawda był to malutki kawałeczek, ale jeszcze nigdy w życiu nic nie tkwiło w
mojej skórze przez dłuższy czas, poza tym widok krwi nie był dla mnie przyjemny
i powodował zawroty głowy. Miałam wrażenie, że jeśli zaraz mi ktoś tego nie
wyciągnie, to sama walnę się w głowę, żeby nie musieć tego przeżywać.
Ze zrozpaczonym piskiem chwyciłam dłonią umięśnione ramię
Zayna i szarpnęłam lekko, żeby zwrócił na mnie uwagę, jednocześnie starając się
trzymać sztywno drugą rękę. Jego oczy, wcześniej utkwione w rozszalałej grupce
stojącej za popękanymi drzwiami, przeniosły się na mnie. Prawa brew powędrowała
trochę wyżej w niemym pytaniu.
- Wyciągaj to. – rzuciłam krótko tonem nie znoszącym
sprzeciwu, powodując tym tylko i wyłącznie konsternację na twarzy chłopaka.
- Że co…? Co mam wyciągać?
- To, wyciągaj to! – krzyknęłam, przysuwając rękę prawie że
pod sam jego nos. Zimną dłonią chwycił moją kończynę w okolicach nadgarstka,
rzucając mi przelotne spojrzenie, i odsunął ją trochę, aby w ogóle mieć okazję
dostrzec to, o czym mówiłam.
- Coś ty zrobiła? – zapytał wystraszonym tonem, jakby to
była moja wina, że on strzaskał cholerne drzwi. Pociągnął mnie jednocześnie na
stojące nieopodal krzesła i usadził na jednym, samemu kucając przy moich
kolanach. – Masz to gdzieś jeszcze? – zaczął sprawdzać obie moje ręce i okolice
twarzy, dotykając mnie co chwilę w któreś miejsce zimnymi opuszkami palców.
- Przestań… - parsknęłam, odsuwając jego dłonie. Nie, żeby
coś, ale przecież dopiero co spotkałam tego chłopaka. Nie byłam typem
dotykalskiej, a już na pewno nie dawałam się dotykać komuś obcemu, to chyba
jasne… Sławny, czy nie, starałam się traktować go jak każdego innego człowieka
na mojej drodze i po prostu chciałam zachować stosowny dystans. Zresztą nigdy
nikomu za bardzo nie pozwalam się zbliżać, chyba że jest to ktoś z rodziny,
albo przyjaźnimy się od długiego czasu, czyli na przykład Liv albo Jackson. Ten
drugi tylko i wyłącznie ze względu na to, że traktuję go jak brata albo
przybłędę, którego od czasu do czasu muszę przygarnąć do domu.
- Mógłbyś pójść po Liv…? – zapytałam, unikając jego wzroku. –
Tylko dyskretnie.
Za nic nie chciałam, żeby Malcolm dowiedział się, że miałam
coś wspólnego z tymi drzwiami. Znając go, pewnie kazałby mi zapłacić za nową
szybę mimo tego, że nawet palcem ich nie dotknęłam i to nie ja spowodowałam ten
cały bałagan. Mieliśmy szczęście, że w pobliżu nikt się nie kręcił i mogłam
tylko mieć nadzieję, że ojciec Liv nie będzie przeglądał nagrań z kamer, które monitorowały
cały ten obiekt.
- Jasne… - wymruczał chłopak, wstając z kucek. Po sekundzie
słychać było już tylko jego oddalające się kroki i szum otwieranych drzwi
studia.
Starałam się patrzeć wszędzie, tylko nie na swoją skaleczoną
rękę. Jednocześnie przeczesałam palcami rozpuszczone włosy, aby wytrzepać z
nich pozostałości szkła, które mogły tam utkwić. Całe szczęście moje palce nie
natrafiły na żadne ciało obce i mogłam się uspokoić, w nadziei, że żaden
odłamek dziwnym trafem się tam nie zapodział i nie wbije mi się w czaszkę,
kiedy tylko przyłożę głowę do poduszki lub innego miejsca.
Każda kolejna sekunda trwała dla mnie tyle, co minuta, albo
i dłużej. Miałam wrażenie, że Zayn poszedł kilka godzin temu, zostawiając mnie
na pastwę losu, nawet nie wspominając Liv o całym zajściu. Miałam też w głowie
scenariusz, w którym chłopak kabluje o wszystkim Malcolmowi, a ten wypada ze
studia z dzikim wrzaskiem i każe mi się wynosić. Z dwojga złego już chyba
wolałabym radzić sobie sama z opatrzeniem rany.
Obok mnie przeszedł jakiś pracownik redakcji, prawie że nie
zwracając uwagi na leżące wszędzie szkło i na mnie, za co w duchu dziękowałam
bogu. Chwilę później znowu usłyszałam dźwięk otwierania drzwi i głośny tupot,
kierujący się w moją stronę. Zielony kolor włosów przybysza jasno dał mi do
zrozumienia, że jednak Zayn powiedział Liv o wszystkim i kazał jej do mnie
przyjść.
- Co tu się stało? – zapytała szybko dziewczyna, oglądając z
bliska moją rękę. Jej brwi zmarszczyły się na widok rany, a potem spojrzała mi
w oczy. – Nie zamierzasz mi tu zemdleć, co?
Pokręciłam niepewnie głową.
- Możesz mi to już wyciągnąć? Twój ojciec zaraz się
zorientuje, że coś jest nie tak…
- I tak się zorientuje, Sophia… Rozbiliście drzwi. – rzuciła
Liv, ciągnąc mnie za rękę, przez co musiałam podnieść się z twardego siedzenia
i ruszyć za nią, kiedy podeszła do szarych drzwi bez żadnego numerka ani
oznaczenia, i nacisnęła klamkę. Przede mną ukazało się ciasne i małe
pomieszczenie, w którym poza kilkoma szafkami i umywalką nie było nic
konkretnego. Białe ściany, jasnobrązowe kafelki i trochę ciemniejsze meble, na
których stały pojedyncze szklanki i sprzęty, jak ekspres do kawy czy kuchenka
mikrofalowa. Weszłam do środka, zamykając za sobą drzwi, o które zaraz się
oparłam. Obserwowałam, jak zielonowłosa wyciąga z wiszącej na ścianie szafki
czerwone opakowanie, którym była, jak się domyśliłam, apteczka. Położyła ją na
blacie obok siebie i wydobyła z niej wodę utlenioną i kilka plastrów.
Wiedziała, że jeden nie wystarczy. Jako osoba, która unikała krwi i urazów,
musiałam mieć dokładnie zaklejoną każdą ranę, aby nie było jej kompletnie
widać.
Dziewczyna znowu chwyciła moją rękę i szybko rozprawiła się
z odłamkiem, co nie obyło się bez kilku moich syknięć i jęków. Tak dla zasady.
- I po wszystkim. – uśmiechnęła się do mnie, kiedy upewniła
się, że ostatni plaster jest przyklejony prawidłowo i nie odleci jak tylko
ruszę ręką. – Lepiej wracajmy. I załóż sweter jak tylko wejdziemy do studia,
żeby ojciec nie zauważył. Bo się domyśli. – ostrzegła mnie, wychodząc z
pomieszczenia. Powoli ruszyłam za nią, nie oglądając się na bałagan, który zostawiałam
za sobą i wkroczyłam do sali, w której tłoczyli się wszyscy mężczyźni.
Chłopacy. Jak zwał tak zwał. Niepostrzeżenie wślizgnęłam się na wcześniej
zajmowane przeze mnie miejsce, zwijając po drodze część ubrania, która należała
do Liv i wciskając ją na siebie.
Zauważyłam jak spojrzenie Zayna kieruje się ku mnie. Dłoń
chłopaka uniosła się trochę i wystawił kciuk do góry, jakby w niemym pytaniu
czy wszystko jest w porządku. Kiwnęłam głową, posyłając mu lekki uśmiech, który
odwzajemnił i uniósł kilka razy brwi.
***
Dopiero po następnych dwóch godzinach sesja i wywiady One
Direction dobiegły końca. Malcolm miał niezwykłe szczęście, że chłopacy mieli
akurat czas wolny, nie zawalony już jakimiś innymi przedsięwzięciami i zgodzili
się na to, żeby przyjechać do jeszcze nic nie znaczącej redakcji, która próbuje
się dopiero wybić.
Krzątałam się po pokoju, zbierając jakieś papierki, które
nie wiadomo skąd się tam wzięły oraz talerze, sztućce i śmieci, które pałętały mi się pod nogami w
czasie, kiedy Liv i jej ojciec żegnali się z zespołem i dziękowali im za
fatygę. Sama też mogłam tam z nimi stać, ale rozumiecie, nie za to mi płacą. Podniosłam
z ziemi kolejny papierek i akurat chciałam go wrzucić do worka, kiedy
usłyszałam za sobą szelest, który przyciągnął moją uwagę i obróciłam głowę w
tamtą stronę.
- Hej. Wszystko w porządku? Przepraszam za te drzwi, po
prostu nie chciałem, żeby te dziewczyny do nas dobiegły, sama rozumiesz… -
rozpoczął swój monolog Zayn, szurając jedną nogą po ziemi, jakby w wyrazie
zażenowania. – Gdyby Malcolm coś mówił, to zrzuć to na mnie, zapłacę za nie.
Ale jeśli nie, to oczywiście nic nie wspominaj. – dodał jeszcze z zadowolonym
uśmieszkiem na twarzy, na widok którego nie umiałam powstrzymać śmiechu.
- Okej, okej. Nic nie powiem.
Chłopak podziękował pod nosem.
- Stary, zmywamy się. Niall chce jeszcze wjechać po coś do
żarcia. – rzucił Liam, który akurat do nas podszedł. Posłał w moją stronę
przepraszający i jakby płochliwy uśmiech. To pewnie przez to, jak potraktowałam
go przy tej sprawie z chrupkami. No ale trudno, należało się.
- Normalka… - odpowiedział Zayn. – No to jeszcze raz
przepraszam…
Odpowiedziałam mu, że nie ma za co przepraszać i powtórzyłam
to jeszcze trzy razy, zanim chłopak w końcu zdecydował się odejść ode mnie,
ciągnięty za rękaw przez zniecierpliwionego Liama. Ich odejściu akompaniowały
jęki Nialla, powtarzającego że jest głodny i śmiechy Louisa i Harry’ego, którzy
zawzięcie dyskutowali na jakiś temat, żywo przy tym gestykulując. Patrzyłam na
nich, jak wychodzili przez otwarte drzwi studia. Czwórka z nich zdążyła już skierować
się ku głównemu wyjściu, kiedy Zayn zatrzymał się przy Liv, chwytając ją za
dłoń i odciągając trochę, z daleka od jej ojca, który kompletnie już wszystkich
ignorował, wpatrzony w swój drogi telefon. Wpatrywałam się w tą parę, która w
skupieniu wymieniała się jakimiś konspiracyjnymi szeptami i mieliła między sobą
rękami, co wyglądało naprawdę podejrzanie i skończyło się dopiero po dobrych
dwóch, trzech minutach. Gdyby nie obecność Malcolma zaczęłabym się zastanawiać
nad tym, czy nie robią tam naprawdę brzydkich rzeczy. Zan, jak gdyby nigdy nic,
po upływie tego czasu skierował się ku wyjściu, machając jeszcze do mnie jedną
ręką, a Liv… no cóż, ona podfrunęła do mnie jak na skrzydłach, z rozmarzoną
miną na jej wymalowanej twarzy i westchnęła.
- Co jest? No co się stało? – rzuciłam natarczywie,
domagając się jak najszybszej odpowiedzi. Liv skierowała na mnie spojrzenie
swoich głębokich brązowych oczu i powiedziała:
- Mam numer Zayna Malika.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz