Ogłoszenie

Hello my kitties
Nie wiem kiedy dodam następny rozdział. Mam go już tak mniej więcej w połowie, czasami już do niego siadam i ostatecznie udaje mi się napisać jedynie zdanie lub dwa. Pracuje żeby zarobić pieniądze na wyjazd do Hiszpanii i na wakacje, na koncert JB który obiecałam siostrze więc musicie mi wybaczyć jeśli kolejny rozdział pojawi się późno. Mam nadzieję, że spedzacie wakacje lepiej niż ja 😚
Do zobaczenia niedługo

poniedziałek, 29 czerwca 2015

8. Hey girl, it’s now or never, it’s now or never, don’t overthink just let it go.

Godzina dziesiąta wieczorem. Normalnie pewnie kładłabym się spać, ale był weekend, poza tym byłam w trakcie maratonu filmowego, w którym miał mi towarzyszyć Jackson. Słowo kluczowe, to ‘miał’, bo po tym, jak Liv udała się na swoją randkę, chłopak zdecydował się na utopienie smutków w kieliszku wina. Może lepiej jak konkretnie powiem, że było ich jednak pięćdziesiąt, tak w przybliżeniu. Harry Potter w tle zmagał się z Voldemortem i jego poplecznikami, ale jedyne, na czym ja potrafiłam skupić uwagę, to blondyn siedzący krzywo z rozłożonym na jego kolanach kotem, Jonem Snowem, trzymający w ręku szklane na czynie, opróżnione już do połowy. Z jego ust wydobywały się krótkie zdania, których nawet nie potrafiłam zrozumieć, mimo tego, że bardzo się starałam, a miny, które robił, nie pozostawiały żadnych wątpliwości, że są to uwagi na temat Zayna i Liv, odbywających właśnie swoją pierwszą randkę.
Myślałam, że może dziewczyna do tego czasu już wróci albo chociaż da znak, jak wszystko przebiega, ale wytłumaczyłam sobie, że na pewno bawi się tak dobrze, że nie ma czasu na to, żeby informować swoją aspołeczną przyjaciółkę o tym, co robi w otoczeniu ludzi popularnych i dobrze znanych światu.
- Jackson. – powiedziałam, próbując zwrócić na siebie uwagę blondyna, co niestety nie udało mi się za pierwszym razem. Ani za drugim, ani za trzecim. Zareagował dopiero jak przełknął ostatni łyk wina, który jeszcze ostał się w obdrapanym kieliszku, i stwierdził, że butelka stojąca na stole już też jest prawie pusta.
- Puste… - mruknął pod nosem, strącając na ziemię futrzaka, który zareagował syknięciem i ucieczką do mojego pokoju, a potem klasnął, jakby myślał, że dzięki temu więcej napoju pojawi się w butelce. Skwitował to wszystko zrezygnowaną miną, kiedy okazało się, że jego magiczne triki w stylu Harry’ego Pottera nie działają i westchnął głośno.
- Wezmę się za inne dziewczyny… Takie, które mnie docenią… - wybąkał, kładąc głowę na poduszce, którą wyszarpnął z moich rąk. – Takie, które są normalne… Może Hermiona Granger będzie mnie chciała. Co o tym myślisz? – zapytał, nawet nie dając mi chwili na odpowiedź, kiedy kontynuował monotonnym głosem. – Tak, ona byłaby dobra. Albo Ginny. Rude to wredne, ale lubię takie.
Taaaa, a jakich ty nie lubisz, powiedziałam do siebie w myślach, wywracając oczami. Zależało mi jednak na tym, żeby nie smęcił przez następny tydzień o swoich rozczarowaniach miłosnych i o tym, jakie kobiety są okrutne, dlatego pogłaskałam go po blond kosmykach, które zawsze dokładnie ułożone, teraz sterczały we wszystkie strony od ich częstego przeczesywania palcami. Nerwowy nawyk Jacksona.
- Znajdziesz inną, lepszą. – powiedziałam pewnym tonem, w duchu zastanawiając się, która będzie znosić jego pościel ze Spongebobem, suche żarty, skojarzenia z seksem i cotygodniowe upijanie się tanim winem. – Będziecie jak z taniego love story.
- Jak w tej książce…?
- Jakiej książce?
- ‘Love Rosie’, czy coś tam… - wymamrotał. – Ona zajdzie w ciążę z Zaynem, ukryje to przede mną, ja wyjadę na studia do Ameryki, znajdę sobie inną laskę, ona będzie w ciąży, potem okaże się, że nie ze mną, ale na samym końcu Liv będzie ze mną, a potem ja umrę na raka, ale zostawię jej milion listów zakończonych słowami ‘PS. Kocham cię’?
Mrugnęłam skonsternowana, próbując nadążyć za jego słowami.
- A nie, chyba coś pokręciłem… - westchnął chłopak, przecierając oczy i prostując nogi, przez co jego stopy znajdowały się już poza kanapą. Wyglądał jak wielkie, chude dziecko, które matka poi napojami wysokoprocentowymi, żeby było spokojne i poszło spać.
- No chyba. – potwierdziłam, kiwając głową z uśmiechem. Chłopak chwycił mój nadgarstek i przysunąwszy rękę do swojej głowy, włożył palce między włosy.
- Kiziaj. – rozkazał, wydymając śmiesznie wargi. Nie umiałam nie roześmiać się głośno. Przeczesałam przydługie już włosy, tworzące artystyczny nieład na jego czaszce. Monotonnie i w ciszy powtarzałam tę czynność przez kilka następnych minut, wpatrując się w coraz bardziej senną twarz chłopaka, aż jego powieki zamknęły się, przykrywając te rozżalone niebieskie oczy.
Z westchnieniem podniosłam się z wygodnego fotela, który do tej pory zajmowałam, i wyłączyłam telewizor, postanawiając, że dokończymy maraton innym razem, kiedy Jackson będzie skupiony, chętny i przede wszystkim trzeźwy. Chwyciłam puste butelki po winie i wsadziłam je do reklamówki, razem z innymi śmieciami, leżącymi dotychczas dookoła stołu lub na nim. Ogarnąwszy cały ten bałagan, skierowałam się do kuchni, gdzie postawiłam zapełnioną siatkę pod ścianą, a brudne naczynia wstawiłam do zlewu, zalewając je wodą z kranu. Następnie wróciłam do salonu, nakryłam śpiącego Jacksona kocem i usiadłam, pogrążając się w zamyśleniu.
Czekałam na jakikolwiek odzew ze strony Liv, bo z każdą upływającą minutą zaczynałam się martwić o przyjaciółkę. Wiedziałam, że jest z Zaynem, który wydawał się spoko gościem, ale jaką tak naprawdę miałam pewność, że nic jej się nie stanie? Różne rzeczy się teraz dzieją na świecie i nikt nie może temu zaradzić.
Tak właśnie mijała sekunda za sekundą, minuta za minutą, a ja spędzałam ten czas bezmyślnie wpatrując się w kant stołu. Zupełnie nie chciało mi się spać, jako że i tak połowę dnia spędziłam w łóżku, a drugą część w fotelu przed telewizorem, hodując kolonie tłuszczu w moim organizmie, z drugiej strony jednak miałam ochotę na to, żeby po prostu się położyć i zasnąć, odespać cały roboczy tydzień.  Z zamiarem zrealizowania tego pomysłu podniosłam się z fotela i weszłam do pokoju, w którym zapaliłam stojącą na szafce nocnej lampkę. Sięgnęłam po piżamę i czystą bieliznę z szafy, kiedy spoczywający w salonie telefon rozbrzmiał melodią jednej z moich ulubionych piosenek. O mało nie połamałam nóg, biegnąc z powrotem do tamtego pomieszczenia, aby wyłączyć dźwięki w urządzeniu, zanim obudziło śpiącego na kanapie Jacksona.
Powieki chłopaka lekko drgnęły, jakby miał zamiar otworzyć oczy, ale, szczęśliwie, zaraz potem obrócił się w stronę oparcia kanapy, dalej pogrążony we śnie. Podkulił nogi prawie pod samą brodę, o mało co nie spadając z mebla, wywołując tym mój cichy chichot.
Wyszłam na korytarz, zamknąwszy za sobą drzwi od salonu, i odebrałam wibrujące cały czas urządzenie, zerkając uprzednio na rozświetlony ekran. Liv.
- No w samą porę, małpo. Gdzie ty jesteś? Martwię się.
- Sama jesteś małpą. – padła z jej strony odpowiedź poprzedzona cichym prychnięciem i czyimś parsknięciem w tle. – Chciałam ci coś zaproponować, ale teraz, niewdzięcznico, nie wiem, czy to zrobię…
Wywróciłam oczami, mimo że dziewczyna nie mogła tego zobaczyć, a moja stopa obleczona tylko materiałem skarpetek samowolnie zaczęła wybijać jakiś rytm na podłodze.
- O co chodzi? – zapytałam po kilku sekundach nieznośnej ciszy, przerywanej tylko szumem w słuchawce, co brzmiało jak odgłosy jadącego samochodu.
- Masz ochotę na imprezę?

***

Nie wiem co mnie napadło, żeby odpowiedzieć ‘tak’. Efekt tego był taki, że musiałam wbić się w obcisłe ciuchy, które wybrała dla mnie Liv, po tym jak nagle wparowała do domu razem z Zaynem, który, nie wiedzieć czemu, powodował u mnie lekki dyskomfort. Był miły, wydawał się być fajnym chłopakiem, ale jednak wciąż był sławny, a ja nie chciałam, żeby ten fakt przeszkodził mojej przyjaciółce w byciu szczęśliwą.
Przebranie się zajęło mi krótką chwilę, a następne minuty poświęciłam na zrobienie chociaż małego makijażu. Na sam koniec przejrzałam się w lustrze. Miałam na sobie długie, sięgające mi trochę poniżej pępka, dżinsy z rozcięciami na kolanach, a do tego bluzkę w białym kolorze, która więcej pokazywała niż zakrywała i była naprawdę krótka. Było widać sporą część mojego bladego brzucha, ale na nic zdały się moje protesty, że tego nie założę. Nawet nie wiem jak ten ciuch znalazł się w mojej szafie! Na stopy założyłam białe tenisówki, które już były moim wyborem, bo nie chciałam, żeby po pięciu minutach nogi zaczęły mi odpadać z powodu szpilek, które nosiłam od święta. Postanowiłam, że narzucę tylko na siebie płaszcz, skoro i tak pod sam klub mieliśmy dojechać autem Zayna, a potem wrócić w ten sam sposób, dlatego wydostałam się z łazienki po nałożeniu różu na policzki i tuszu na rzęsy i chwyciłam ubranie, wkładając ręce w rękawy. Pieniądze i komórkę wepchnęłam do torebki Liv, którą zostawiła na komodzie stojącej przy wejściu i zawiesiłam wzrok na ciemnowłosym chłopaku, który swoją drogą także się we mnie wpatrywał z uśmiechem.
- Jak ręka?
- Jak randka? – wypaliłam, brzmiąc trochę złośliwie, co chłopak skwitował uniesieniem jednej brwi i wzruszeniem ramion.
- W porządku. Byliśmy na kolacji, jeśli koniecznie musisz wiedzieć. – powiedział chłopak, a po jego tonie wyczułam, że jest rozbawiony moim nastawieniem. – Słuchaj, nie musisz się martwić o Liv, nie jestem mordercą czy kimś takim…
- Tego nie powiedziałam.
- Wiem. Ale… - jego wzrok przeniósł się na Liv, która wychodziła akurat z salonu, ciągnąc za rękę zaspanego i nietrzeźwego Jacksona, który korzystał z okazji i uwiesił się na jej ramieniu z błogością wypisaną na tej przygłupiej twarzy. Dziewczyna podała mu buty i kurtkę, które posłusznie na siebie założył, a ja ogarnęłam trochę jego włosy. Skoro już musiał wyjść z domu, to niech chociaż wygląda jak człowiek i nie straszy społeczeństwa. Przeczesałam palcami jego grzywkę, próbując doprowadzić ją do ładu, kiedy chłopak nagle zesztywniał, wpatrując się w coś na moim ciele.
- Co jest? – zapytałam, opuszczając rękę i odsuwając się od niego o krok. Spuściłam głowę, w poszukiwaniu czegoś na mojej jeszcze śnieżnobiałej bluzce. – Pobrudziłam się, tak?
- Sophia… Co ty tu masz? – wskazał palcem w okolice mojej klatki piersiowej, która, dzięki Liv, była prawie że nieokryta. Dzięki, kochana.
- Bluzkę…?
- Nie, nie. Nie o to mi chodzi… Co to jest?
Spojrzałam na Zayna i Liv, którzy wpatrywali się w nas z konsternacją na twarzy, trzymając się za ręce. Oboje jednocześnie spojrzeli na mnie i wzruszyli ramionami.
- Nie wiem o co ci chodzi, Jackson.
- Sophia, ty masz cycki! – krzyknął nagle blondyn, jakby był Kolumbem, który odkrył nowy kontynent. – Gdzie ty je chowałaś do tej pory, dziewczyno!

***

Dosłownie pół godziny później udało nam się w końcu dotrzeć do jakiegoś tandetnie bogatego klubu w centrum Londynu, do którego wejść musieliśmy tylnymi drzwiami, ukrytymi w zaułku. Jak w jakimś hollywoodzkim filmie.
Zayn uprzedził nas w aucie, że w środku czeka już na nas reszta chłopaków w towarzystwie swoich dziewczyn. Nawet nie wiedziałam, że oni mają dziewczyny. Ze zdziwieniem odkryłam, że tylko Liam i Louis są szczęściarzami, którzy układają sobie życie z jakąś kobietą, a Harry i Niall pozostają bez pary, co było naprawdę dziwne, widzieliście przecież jak wyglądają…
Kiedy szare drzwi otworzyły się przed nami, po kolei weszliśmy do środka - ja na samym końcu, podążając za Jacksonem, który zdążył już trochę się ogarnąć podczas podróży. W swojej dłoni trzymałam jego dłoń, która była zadziwiająco zimna jak na to, że długi czas jechaliśmy w ogrzewanym samochodzie. Widziałam też, że nie był zbyt zadowolony z pomysłu Liv, aby spędzić więcej czasu z jej nowym znajomym i jego kumplami. Byłam jak najbardziej po jego stronie w tej kwestii, ale nie wiecie jak to jest kłócić się z Liv.
Przepchnęliśmy się między tłumami spoconych, pogrążonych w tańcu ludzi i dotarliśmy do obitych skórą, drogo wyglądających kanap, które tworzyły, jak się domyśliłam, jakąś lożę. W momencie, w którym tam podeszliśmy, Zayn od razu puścił dłoń Liv i usiadł, przesuwając się odrobinę, aby zrobić jej miejsce. Rozejrzałam się po osobach, które siedziały od razu obok niego i poznałam, że są to chłopacy z One Direction, a przynajmniej ich część, bo zastałam tam tylko Harry’ego, który uśmiechnął się do mnie, kiedy na niego spojrzałam, i Nialla, wpatrującego się w ekran swojego iPhone’a.
Nieśmiało odwzajemniłam uśmiech Harry’ego, ściągając ciążący mi płaszcz i usiadłam obok, w dość sporej, ale nie olbrzymiej odległości. Odwróciłam głowę w stronę Jacksona, który nadal uparcie stał obok mnie, zamiast zająć miejsce, które mu zostawiłam, dlatego pociągnęłam jego dłoń, zmuszając go do zrobienia tego, co chciałam. Wywrócił oczami i z westchnieniem usadził swój tyłek na wygodnej kanapie.
Nachyliłam się do niego i powiedziałam mu do ucha:
- Chociaż udawaj, że wszystko jest w porządku, dobra?
Chłopak pokiwał potakująco głową, nie patrząc mi w oczy. Szturchnęłam go lekko ramieniem i uśmiechnęłam się, kiedy nareszcie na mnie spojrzał.
- Baw się. Jesteśmy w burżujskim klubie. Idź na łowy, pokaż na co cię stać.
- Jacksona Stewarta stać na wszystko, księżniczko. – odpowiedział, unosząc lekko kącik ust, dlatego wiedziałam, że już mu lepiej i że nie ucieknie za minutę gdzie pieprz rośnie.
- No to do roboty, kowboju.
Ze śmiechem klepnęłam go w okryte czarnym materiałem udo, wskazując głową w stronę parkietu, na którym krążyło dość sporo samotnych dziewczyn, wyglądających, jakby tylko czekały aż ktoś do nich podejdzie. Desperatki, ale właśnie takiej dziewczyny potrzebował Jackson tamtej nocy. Chłopak ściągnął kurtkę, którą położył zaraz obok mnie, spodziewając się, że i tak nigdzie się nie ruszę, i podciągnął rękawy koszuli, w którą zdążył się przebrać. Całe szczęście, że zdołaliśmy uniknąć kompromitacji z powodu jego swetra w renifery.
- Zarezerwuj dla mnie jeden taniec, mała. – powiedział do mnie z zadziornym uśmiechem i błyskiem w oku, a zaraz potem wstał i skierował się na parkiet. Witamy z powrotem króla imprezy.
Z uśmiechem na twarzy przyglądałam mu się chwilę, dopóki nie zniknął gdzieś w tłumie ludzi wraz z ciemnowłosą dziewczyną, do której zagadał, a potem zainteresowałam się siedzącą naprzeciwko mnie Liv. Obrócony do niej plecami Zayn zupełnie ją ignorował, wdając się w jakąś pogawędkę z dwoma chłopakami siedzącymi po mojej prawej stronie. Musnęłam ją obutą stopą w łydkę, próbując na siebie zwrócić jej uwagę, a potem kiwnęłam głową w kierunku parkietu. Uśmiech rozświetlił jej twarz, kiedy przytaknęła i obie równocześnie podniosłyśmy się z miejsc. Poprawiłam moją białą bluzkę, próbując pociągnąć ją jak najniżej, nie odkrywając jednocześnie niczego na górze, ale zauważyłam, że nie da się nic z tym zrobić, więc odpuściłam.
Z ciemnych głośników uwieszonych na ścianach zaczął lecieć remix bardzo dobrze znanej mi piosenki, która, tak się składa, była jedną z ulubionych mojej przyjaciółki.  Kiedy tylko usłyszałam pierwszy wers, który śpiewała Jade z zespołu Little Mix, zapiszczałam razem z Liv, przebierając nogami w miejscu, po czym razem roześmiałyśmy się z głupim wyrazem twarzy. Dziewczyna nachyliła się w stronę Zayna, który z nietęgą miną przytaknął jej pytaniu o taniec i razem wkroczyli między tańczący tłum. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że właśnie zostałam wystawiona i sama nie mam z kim zatańczyć, a nie uśmiechało mi się wchodzić między nieznanych mi ludzi. Czułabym się jak idiotka, dlatego zamierzałam z powrotem usiąść przy stoliku, kiedy poczułam dość dużą dłoń na dole pleców i gwałtownie obróciłam głowę w stronę osoby, która stanęła obok mnie.
Zielone oczy wpatrywały się we mnie z rozbawieniem, a brązowe loki opadły trochę na twarz Harry’ego, kiedy nachylił się w moją stronę. Różnica wzrostu była naprawdę spora. Poczułam ciepły oddech na policzku, kiedy ze śmiechem powiedział mi do ucha:
- Co prawda jestem bardzo kiepski w tańcu, ale mogę ci zastąpić przyjaciółkę na ten moment. Jeśli chcesz. – dodał, kiedy zobaczył, że się waham. Skinęłam tylko głową, czując, że na moje policzki wpływa krwisty rumieniec i miałam nadzieję, że jest na tyle ciemno, że chłopak nic nie zauważy, albo że ma wadę wzroku, która uniemożliwi mu dostrzeżenie tego mimo wszystko.
Kiedy chwycił moją dłoń w swoją, moje serce wykonało jakiś dziwny skok i zaczęło bić w szybszym tempie, przez co automatycznie przyspieszył też oddech. Czułam się dziwnie, idąc z tak przystojnym chłopakiem na parkiet, a na dodatek to ON zaproponował wspólny taniec.
Harry przepchnął się na sam przód, prawie do konsoli dj’a, cały czas trzymając moją rękę i robiąc dla mnie miejsce wśród ludzi, jako że był tym większym. W końcu zatrzymał się i obrócił w moją stronę. Szybkim spojrzeniem omiótł całą moją sylwetkę, od czubka głowy aż po same stopy, co pogorszyło czerwień moich policzków, a potem uśmiechnął się szeroko i objął mnie w pasie, przysuwając się blisko mojego ciała. Bardzo wyraźnie czułam jego klatkę piersiową przy mojej, jego oddech na czole i dłonie na nieosłoniętej przez krótką bluzkę talii. Przeszedł mnie dreszcz, którego miałam nadzieję, że nie poczuł. Onieśmielona jego poczynaniami, z wahaniem położyłam ręce na jego szerokich barkach, skupiając wzrok gdzieś za nim.
Piosenka, która leciała, była dość szybka i minęła chwila, zanim dostosowałam się do jej rytmu. Harry, wbrew temu, co powiedział chwilę wcześniej, nie był złym tancerzem. Moje biodra kiwały się na boki nieśmiało, a dłonie wciąż trzymałam sztywno na ramionach chłopaka.
- Rozluźnij się. – usłyszałam jego niski głos w okolicy ucha, kiedy znowu się do mnie nachylił. Jego loczki załaskotały mnie w policzek, dlatego uniosłam dłoń i delikatnie odsunęłam je z twarzy Harry’ego.
- Jestem rozluźniona.
- Tak, jasne. – zaśmiał się, a po chwili obrócił mnie dookoła, jakbyśmy byli na wiejskiej imprezie lub weselu i mieli nieograniczoną ilość miejsca wokół siebie. Przez jego działania potrąciłam jakiegoś chłopaka obmacującego się ze swoją partnerką, ale był on zbyt zajęty, żeby zwrócić uwagę na moje krótkie przeprosiny. Zresztą nie miałam na nie zbyt wiele czasu, bo sekundę później znalazłam się z powrotem w ramionach Harry’ego, który parsknął śmiechem na widok mojej zażenowanej miny.
- Dalej, baw się! – podniósł moje ręce do góry, a potem zrobił to samo ze swoimi i pomajtał nimi w powietrzu, dołączając do tego śmieszne ruchy bioder. Nie mogłam powstrzymać rozbawienia na ten widok, dlatego z cichym chichotem powtórzyłam jego czynności, co skwitował zadowolonym uśmieszkiem i kiwnięciem głową.
- O wiele lepiej! – krzyknął, na powrót kładąc ręce na mojej talii. Tym razem moje ruchy były śmielsze. Nasze ciała znowu przylgnęły do siebie i zaczęliśmy poruszać się w zgodnym rytmie. Zakołysałam się w jego ramionach, unosząc ręce do góry, a on zacieśnił uścisk, przesuwając dłonie na moje plecy. Znowu poczułam ten sam dreszcz, kiedy jego długie palce musnęły moją nieokrytą skórę, a zielone oczy wpatrywały się w moje.
Normalna ja pewnie byłaby zażenowana swoim położeniem. Chciałaby jak najszybciej zakończyć tę sytuację, wrócić do domu i zakopać się w ciepłej pościeli z kotami po bokach i Jaredem na ekranie telewizora. Normalna ja byłaby pewnie zła na Liv o to, że ją wyciągnęła na tę imprezę, za porzucenie na parkiecie, za wplątanie w taniec z przystojnym, ale sławnym chłopakiem. Normalna ja już siedziałaby w taksówce, która wiozłaby ją z powrotem do domu.
Całe szczęście, że tamtej nocy ta część mnie zamknęła się w cichym, małym pokoiku na dnie umysłu, zostawiając nową Sophię. Tę, która potrafiła przetańczyć całą noc w ramionach nieznanego jej chłopaka, który okazał się być zabawnym, sympatycznym towarzyszem, tę, która nie wstydziła się rozmowy z kimś nowym, która nie zwracała uwagi na otoczenie i pozwalała sobie na luz i dobrą zabawę. Podczas tych kilku godzin Harry i ja schodziliśmy z parkietu tylko po to, aby się czegoś napić lub żeby skorzystać z toalety, żaden inny powód nie dałby rady nas stamtąd wyciągnąć. Byliśmy ostatnimi, którzy wychodzili z klubu, jęcząc, że chcieliśmy jeszcze zostać.

To była moja pierwsza noc, którą spędziłam w towarzystwie Harry’ego. Pierwsza noc, podczas której jeszcze nie zauważyłam, jak się zmieniam. Dopiero w nadchodzącym czasie miałam zauważyć, jak Harry Styles potrafi namieszać w czyimś życiu i głowie, jak wpływa na cały świat, a przede wszystkim jak wpłynął na mnie.

_________________________________________________________________________________

Najdłuższy jaki udało mi się tutaj zamieścić. 
Piosenka, która wspomniana jest prawie na samym końcu, to 'Move', Little Mix. 

Do następnego! Dziękuję za pierwszy komentarz :) 

2 komentarze: