Obudziłam się z powodu wszechobecnego ciepła. Czułam się jak
w jakimś kokonie, a każda próba wydostania się, była nieudana. Kołdra
przylegała do mnie i kleiła się do moich stóp w sposób, którego nienawidziłam,
a ponadto na moim ciele znajdowała się ręka jakiegoś niezidentyfikowanego
osobnika. Co ja mówię, ręka? Prawie całe ciało tego kogoś przylegało do moich
pleców i nie dawało mi możliwości jakiegokolwiek ruchu.
- Halo…? – wyszeptałam, próbując wyciągnąć rękę spod
otaczającego mnie materiału, szamocząc się jak ryba wyciągnięta z wody.
- Przestań się kręcić… - usłyszałam cichy szept kogoś, kto
zdecydowanie był mężczyzną, a po sekundzie poczułam jak ten ktoś nareszcie się
ode mnie odkleja i odetchnęłam z ulgą. Odrzuciłam z siebie rozgrzaną i okropnie
klejącą się kołdrę i usiadłam, odsuwając rozczochrane włosy z twarzy. W końcu
mogłam rzucić okiem na mojego towarzysza, którym okazał się nie kto inny jak
Jackson. Zresztą czego mogłam się spodziewać.
Jego blond włosy rozsypały się na poduszce z Patrykiem Rozgwiazdą,
a goła klatka piersiowa lśniła nieposkromionym blaskiem bladości. Wyglądał,
jakby dopiero przybył z Grenlandii.
Postanowiłam wziąć prysznic, bo czułam się okropnie
niekomfortowo. Domyślałam się, że moje włosy tworzą jakieś ptasie gniazdo, a
niezmyty makijaż pokrywa całą twarz czarnymi smugami. Na dodatek miałam na
sobie bluzkę, w której byłam na imprezie i do tego tylko jakieś wyszukane w
pośpiechu spodenki. Biały materiał wcale nie pachniał fiołkami po kilku
godzinach tańca, podejrzewałam zresztą, że cała tak nie pachniałam.
Skopałam kołdrę na sam koniec łóżka i wzdrygnęłam się, jako że w całym mieszkaniu panował chłód. Domyśliłam się, że znowu wysiadło ogrzewanie w naszym budynku. Postawiłam jedną stopę na zimnych panelach i prawie pisnęłam. Z niezadowoloną miną po kilku sekundach zdecydowałam się jednak wstać i podążyć pod prysznic, dopóki Liv i Jackson spokojnie spoczywali w łóżkach i nie blokowali mi do niego dostępu. Wstałam i przeciągnęłam się, ziewając. Zrobiłam krok ku szafie, kiedy rozgrzana ręka Jacksona dotknęła mojego uda. Zerknęłam na niego.
Skopałam kołdrę na sam koniec łóżka i wzdrygnęłam się, jako że w całym mieszkaniu panował chłód. Domyśliłam się, że znowu wysiadło ogrzewanie w naszym budynku. Postawiłam jedną stopę na zimnych panelach i prawie pisnęłam. Z niezadowoloną miną po kilku sekundach zdecydowałam się jednak wstać i podążyć pod prysznic, dopóki Liv i Jackson spokojnie spoczywali w łóżkach i nie blokowali mi do niego dostępu. Wstałam i przeciągnęłam się, ziewając. Zrobiłam krok ku szafie, kiedy rozgrzana ręka Jacksona dotknęła mojego uda. Zerknęłam na niego.
- Co robisz…? – zapytał zaspanym głosem, wbijając we mnie
spojrzenie swoich niebieskich tęczówek.
Podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej parę długich czarnych
leginsów, grube skarpety i dużą czarną bluzę z nadrukiem słodkiej sowy, którą
dostałam na gwiazdkę od Liv.
- Idę pod prysznic. Chcesz coś z łazienki, zanim wejdę?
Chłopak pokręcił głową, co zauważyłam kątem oka, i usiadł.
Na jego twarzy uformował się uśmieszek, więc spodziewałam się jakiegoś głupiego
tekstu z jego strony. Nie musiałam długo czekać, bo kiedy moja ręka spoczęła na
klamce od drzwi, usłyszałam jego jeszcze zachrypnięty od snu głos.
- Co powiesz na wspólną kąpiel?
- Oczywiście, Jackson, co tylko chcesz. – odpowiedziałam
słodko, posyłając mu sztuczny, szeroki uśmiech, a potem szarpnęłam za klamkę i
wyszłam z pokoju, nie kłopocząc się zamykaniem drzwi.
O dziwo chłopak nie dołączył do mnie w łazience, co
przyjęłam z ulgą. Zamek w drzwiach był zepsuty, dlatego byłoby mu łatwo tam wtargnąć
niepostrzeżenie, a zupełnie nie miałam ochoty na jego wizytę, kiedy byłam naga.
No chyba rozumiecie.
Z szeregu różnych mydełek, pachnidełek i innych dziewczęcych
głupstw wybrałam mój ulubiony płyn pod prysznic o zapachu grapefruita oraz taki
sam szampon. Uwielbiałam ten owoc, nie tylko sam aromat, ale też smak, dlatego
spożywałam wszystko, co się dało właśnie z nim: soki, lody, drinki… Spod
prysznica wyszłam po dwudziestu minutach, kiedy miałam pewność, że wyszorowałam
się porządnie i nareszcie będę wyglądać jak normalny człowiek. Owinęłam włosy w
ręcznik i ubrałam wcześniej wybrany zestaw ubrań, ledwo wciągając na jeszcze
wilgotne nogi obcisłe leginsy. Przetarłam dłonią zaparowane lustro i spojrzałam
na swoje marnie wyglądające odbicie. Miałam wory pod oczami i policzki czerwone
od temperatury wody, w której się kąpałam, ale postanowiłam nic z tym nie
robić, w końcu byłam w swoim domu i mogłam czuć się swobodnie. Posmarowałam
tylko twarz nawilżającym kremem i wyszłam z łazienki.
Natychmiast poczułam zapach świeżo zaparzonej kawy,
dobiegający z kuchni, dokąd od razu się skierowałam. Nucąc pod nosem piosenkę
Fall Out Boy przekroczyłam próg pomieszczenia i oparłam się o ścianę, wbijając
wzrok w siedzącego przy obdrapanym stole Nialla. Blondyn nawet nie podniósł
głowy, zaczytany w gazecie, którą oparł o kubek stojący na białej powierzchni.
Na talerzu leżącym obok jego łokcia, spoczywała spora kupka kanapek z szynką i
serem (nie na raz!), znalazły się też jakieś z twarożkiem, dlatego z chęcią
usiadłam na drugim wolnym krześle i chwyciłam jedną w dłoń. Zaraz potem
wgryzłam się w nią ze smakiem, przymykając oczy na cudowny smak, rozpływający
się w ustach.
- Cześć. – mruknęłam z pełnymi ustami. Cała ja, uosobienie
kultury, gracji i skromności w jednym.
Niall podniósł wzrok z plotkarskiego pisemka i posłał mi
mały, ale szczery uśmiech, który rozświetlił jego chłopięcą twarz. Moje kąciki
także uniosły się pewnie w podobny sposób, a sekundę później kontynuowałam
konsumowanie kanapki. Mój brzuch się tego domagał.
- Hej.
- Liv jeszcze śpi?
Chłopak kiwnął głową, po czym odparł:
- Nikt poza tobą jeszcze nie wyszedł z pokoju, więc chyba
śpią.
W duchu ucieszyłam się, bo przynajmniej więcej kanapek dla
mnie, ha. Na zewnątrz jednak tylko wzruszyłam ramionami, kradnąc blondynowi
kubek z kawą, przez co jego gazeta z cichym plaskiem upadła na blat.
- Ej. Tu się czyta! – chłopak podniósł głos, wymachując
swoimi chudymi rękami.
- Tu się czyta, ble, ble. – przedrzeźniłam go jak małe,
pięcioletnie dziecko i pociągnęłam łyk kradzionej kawy. Prawie od razu wyplułam
wszystko, z obrzydzeniem marszcząc nos. Smak paskudnej lury wypełnił moje usta,
a jakieś pływające w napoju fusy pałętały się między zębami. Ohyda.
- No i co robisz? Teraz muszę robić nową… - wymamrotał
Niall, wzdychając ciężko pod nosem, po czym podniósł się z widoczną trudnością,
jakby był starym dziadkiem po siedemdziesiątce i cierpiał na cholerny
reumatyzm.
Korzystając z okazji przyjrzałam mu się dyskretnie. No
dobra, ja nie potrafię być dyskretna, dlatego wlepiłam w niego spojrzenie
swoich szarych oczu i zmierzyłam go od góry do dołu, zauważając, że cały czas
ma na sobie wczorajsze ubranie, co zresztą nie bardzo mnie zdziwiło, bo
przecież spał u nas, dokładniej w nogach mojego łóżka. Postanowiłam być dobrą
dziewczyną i pomóc nieumytej i ubranej w brudne ciuchy gwieździe.
- Ja zrobię tę kawę, a ty idź się wykąpać.
- Uważasz, że śmierdzę…? – zapytał natychmiast, rzucając mi
groźne spojrzenie spod zmarszczonych brwi, a dłonie oparł na kościstych
biodrach. Po trzech sekundach wpatrywania się w jego komicznie wykrzywioną
twarz parsknęłam głośnym śmiechem, a chłopak od razu do mnie dołączył, zginając
się w pół. Nasz wybuch radości trwał następnych kilka minut, bo za każdym
razem, kiedy na siebie spojrzeliśmy, na nowo nie mogliśmy powstrzymać
rozbawienia. W końcu, trzymając się za bolący brzuch i wycierając łzy z kącików
oczu, zaproponowałam:
- Znajdę ci jakieś ubrania Jacksona. Chyba, że wolisz moje,
to droga wolna.
- Nie, wiesz, chyba poprzestanę na męskich ciuchach. –
odpowiedział, szczerząc się.
- Nie wiesz co tracisz.
Podniosłam się z krzesła i wróciłam do mojego pokoju.
Spojrzałam na zakopanego w pościeli Jacksona, który wydawał z siebie ciche
sapnięcia, sygnalizujące, że był pogrążony w głębokim śnie i nie wstanie w
przeciągu następnych kilku godzin, co mogło wyjść mu na dobre, biorąc pod uwagę
Zayna śpiącego w pokoju Liv. Bez zbędnego skrępowania sięgnęłam po rozpiętą
czarną torbę, leżącą niedaleko łóżka, w której śpiący blondyn trzymał swoje
ciuchy i wyszperałam szare spodnie dresowe, które miałam nadzieję, że będą
pasować na Nialla, i koszulkę z krótkim rękawem. Starałam się wybrać taką,
która będzie na nim wyglądać dobrze, bo Jackson miał dość specyficzny, czasem
zakrawający o mało męski, styl ubierania się, który nie do każdego pasował.
Z wybranymi częściami garderoby i wydobytym z szafy w
korytarzu ręcznikiem podążyłam do kuchni, w progu której stał już gotowy do
pójścia pod prysznic Niall.
- Proszę. Mam nadzieję, że będą pasować. – podałam mu
spodnie i bluzkę oraz jakieś skarpetki i uśmiechnęłam się.
- Dzięki. – blondyn odwzajemnił uśmiech i zamknął się w
łazience, z której po chwili wydobywał się szum lecącej wody, zagłuszany przez
śpiew chłopaka.
Minęło pół godziny zanim Niall wyszedł z łazienki, domagając
się sporej dawki kofeiny i jedzenia, następna godzina, po upływie której z
pokoju Liv wyłoniła się sama dziewczyna wraz z rozczochranym Zaynem, a później
kolejne trzydzieści minut, kiedy to stękający Jackson z malinkami na szyi
wszedł do kuchni i przywitał się ze wszystkimi mało wylewnie, zajmując miejsce
przy stole.
Tłoczyliśmy się w tej małej kuchni jak kury w kurniku, a
połowa z nas zarzekała się, że umiera z głodu i potrzebuje czegoś lepszego niż
marne kanapki przygotowane przez Horana, dlatego zostałam oddelegowana do
zrobienia jedynej rzeczy, którą umiem ugotować: naleśników.
Chwyciłam potrzebne mi składniki i patelnię i zajęłam się
przygotowywaniem posiłku. W tym samym czasie Niall powrócił do czytania
jakiegoś plotkarskiego szmatławca, który nie wiedzieć skąd znalazł się w moim
domu, Zayn stał oparty o szafki, obejmując Liv w pasie i szepcząc jej coś do
ucha, a Jackson patrzył na nich krzywym okiem i nerwowo pocierał tył swojej
szyi. Włączyłam radio stojące na parapecie i kopnęłam tego ostatniego w kostkę.
- Zwariowałaś? – syknął, przenosząc na mnie spojrzenie
swoich jasnoniebieskich oczu.
- Skończ się gapić i lepiej mi pomóż, blondi.
Uśmiechnęłam się do niego najładniej jak umiałam, mając
nadzieję, że to zadziała i faktycznie pomoże mi w robieniu naleśników, ale nic
z tego, ograniczył się tylko do podawania mi poszczególnych produktów.
Mężczyzna.
Po napełnieniu brzuchów tych głodomorów w domu nie został
ani jeden kawałek jedzenia, więc konieczne było pójście na zakupy, ale wspólnie
z Liv ustaliłam, że jesteśmy zmęczone po imprezie, z której wróciłyśmy do domu
dopiero koło piątej nad ranem, i nie chce nam się wychodzić, więc najwyżej
zamówimy jakąś pizzę czy inny fast food, a zaopatrzeniem lodówki zajmiemy się
następnego dnia.
Stojąc oparta o kuchenne szafki wpatrywałam się w czwórkę
towarzyszących mi osób z mieszanymi uczuciami. Zastanawiałam się jak to się
stało, że w moim mieszkaniu goszczą osoby z jednego z najpopularniejszych
zespołów świata, że jeden z nich romansuje z moją przyjaciółką, a kilka dni
wcześniej rozmawiał ze mną, jakbyśmy byli znajomymi od długiego czasu, że jak
nigdy wcześniej udało mi się nawiązać normalny, zdrowy kontakt z kimś
nieznajomym i nawet sprawiało mi to przyjemność.
Byłam skomplikowaną osobą, która często gubiła się w swoich
rozmyślaniach, we własnym świecie, w którym zamknięta była jak w szklanej kuli,
którą wystarczyłoby uderzyć młotkiem, aby pękła i rozsypała się na kawałki.
Problem leżał w tym, że nie znalazłam jeszcze tego narzędzia i nie wiedziałam,
czy chcę je znaleźć i pozwolić na to, żeby świat bez trudu mógł do mnie
dotrzeć. Lubiłam obracać się w towarzystwie osób dobrze mi znanych, lubiłam
bezpieczeństwo, jakie mi to dawało i poczucie, że wiem o nich wszystko, co
chciałabym wiedzieć, jednocześnie jednak jakaś siła podstawiała mi coraz to
nowych ludzi na drodze, jakby świat za wszelką cenę chciał, abym w końcu się
otworzyła.
Boże świetny
OdpowiedzUsuń