Znacie na pewno to uczucie, które pojawia się kiedy
dostajecie jakiś prezent, niespodziankę, nieważne od kogo, liczy się po prostu to,
że coś dostaliście i wzrasta w was ekscytacja z powodu czegoś nowego, co
możecie odpakować, odwinąć z ozdobnego papierka i cieszyć tym oczy. Też
uwielbiałam to uczucie, mimo tego, że nienawidzę, kiedy dzieje się coś
zaskakującego – prezenty oczywiście się do tego nie zaliczają. W każdym razie
dążę do tego, żeby wam powiedzieć, że tamtego dnia znalazłam swoją
niespodziankę w salonie mojego mieszkania i zupełnie się tego nie spodziewałam.
Na dodatek była nawet zapakowana: owinięta w ciepły, ale gryzący koc w szkocką
kratę. Ale może zacznę od początku.
Po kilku godzinach męczarni, czyli nieustannego
wysłuchiwania narzekań Jacksona, który najwyraźniej odnalazł we mnie swojego
terapeutę, oglądania mizdrzących się Zayna i Liv i znoszenia suchych żartów
Nialla, którymi sypał jak z rękawa, przyszedł czas na zasłużony odpoczynek w
moim zaciszu, czyli w wygodnym fotelu z kubkiem ciepłej herbaty i jakimś
relaksującym programem wyświetlonym na ekranie płaskiego telewizora. W
mieszkaniu zapadła cisza, jakiej już dawno tam nie uświadczyłam, przerywana
tylko odgłosem gotującej się w czajniku wody i Liv krzątającej się po łazience
w poszukiwaniu zmywacza do paznokci.
Podwinęłam rękawy ciepłej bluzy prawie po same łokcie i
zalałam torebkę owocowej herbaty wodą, która zdążyła się już zagotować, po czym
chwyciłam uszko szerokiego kubka z nadrukiem i wolnym krokiem ruszyłam do
salonu. Uważnie obserwowałam falujący w naczyniu płyn, modląc się tylko, żeby
się nie rozlał, a kiedy nareszcie dotarłam na swoje miejsce nie roniąc ani
kropli, cieszyłam się w duchu jakbym co najmniej zdobyła szczyt Mount Everest.
Rozejrzałam się po pokoju w poszukiwaniu pilota, który znalazłam leżący na
szafce obok telewizora. Sięgnęłam po niego, po czym usiadłam na swoim ulubionym
miejscu, czyli w szarym fotelu, jednocześnie zdając sobie sprawę z tego, że nie ma na nim mojej poduszki w kształcie
sowy. Włączyłam telewizor czerwonym przyciskiem na plastiku, który trzymałam w
prawej dłoni, lewą wyciągając w kierunku kanapy, w poszukiwaniu zagubionej rzeczy.
Ucieszyłam się, kiedy na ekranie pojawiła się postać żółtego psa Jake’a z
kreskówki ‘Pora na przygodę’, którą wraz z Liv i Jacksonem mogłabym oglądać
całymi dniami i nocami. Nie odrywając wzroku od ekranu majtałam lewą ręką w
powietrzu, aż opuszki wyciągniętych palców trafiły na coś puchatego i
miękkiego, co zdecydowanie nie było poduszką ani niczym do niej podobnym.
Gwałtownie odwróciłam głowę w tamtą stronę, wydając z siebie
cichy pisk i przyciągając rękę do klatki piersiowej. Zastanawiałam się, jak
mogłam wcześniej nie zauważyć olbrzymiego tobołka leżącego na kanapie. A tym
tobołkiem okazał się być Harry, owinięty szczelnie kocem, spod którego
wystawały tylko jego brązowe loki, na które chwilę wcześniej trafiłam dłonią,
oraz część twarzy, między innymi nos. Wpatrywałam się w niego z szeroko
otwartymi oczami, jakbym zobaczyła co najmniej ducha. Powiedzieć, że się nie
spodziewałam, to mało. Po kilku dobrych sekundach bezmyślnego obserwowania jego
pogrążonej we śnie twarzy, zaczęłam się zastanawiać jakim cudem mogłam
zapomnieć o tym, że przyjechaliśmy do mieszkania w szóstkę – Liv i Zayn
samochodem chłopaka, a reszta taksówką, którą jakimś cudem udało nam się złapać
pod klubem. Jak wszyscy mogliśmy zapomnieć o tym, że Harry śpi na kanapie, bo
przecież poza mną były w tym domu inne osoby, między innymi jego cholerni
koledzy z zespołu, którzy powinni zwrócić na to uwagę.
Dzięki temu jednak zyskałam sposobność przyjrzenia się
Harry’emu z bliska, będąc pewną, że mnie na tym nie przyłapie. Po raz kolejny
zwróciłam uwagę na jego śliczne loki, które zazwyczaj ujarzmione były przez
kolorowe bandanki, owinięte wokół głowy, tym razem jednak rozsypane na małej
poduszce i podłokietniku kanapy, na których chłopak się opierał. Miał długie,
ciemne rzęsy, które opadały na lekko ciemniejsze niż reszta skóry wgłębienie
pod oczami, a zamknięte powieki ukrywały jego kolejną cechę, od której nie
umiałam odwrócić wzroku, mianowicie jego zielone tęczówki, z uwagą wpatrujące
się za każdym razem w rozmówcę, zawsze lśniące jakimś wewnętrznym blaskiem. Obrzuciłam
spojrzeniem resztę jego twarzy, między innymi usta, policzki, w których przy
uśmiechu pojawiały się te urocze dołeczki, i nos, po którym Harry podrapał się
wskazującym palcem przez sen, a przynajmniej wydawało mi się, że śpi, dopóki
nie ziewnął przeciągle, zakrywając rozchylone wargi dłonią. Od razu zmieszanie
przepłynęło przez moje ciało. Co by było, gdyby mnie przyłapał na tym wścibskim
wpatrywaniu się w jego osobę? Wbiłam spojrzenie w ekran telewizora, próbując
przy tym wyglądać tak, jakbym cały czas to robiła.
Drgnęłam, kiedy usłyszałam ciche mruknięcie, a zaraz potem
szum spadającego na ziemię koca, ale zamaskowałam to pocierając swoje ramiona
dłońmi. Kątem oka widziałam jak chłopak opuszcza swoje długie nogi okryte materiałem
czarnych spodni na podłogę, a zaraz potem unosi resztę ciała do pozycji
siedzącej. Z roztargnieniem przeczesał dłonią bałagan tworzący się na jego
głowie, przecierając później zaspaną twarz z cichym westchnieniem wymykającym
się z jego ust. Rozejrzał się po pomieszczeniu, chwilę później zawieszając
wzrok dokładnie na mojej osobie.
Rozkojarzona i onieśmielona obróciłam głowę w jego stronę,
zauważając rumieńce na jego policzkach i tylko lekko rozchylone powieki, jakby
niewielka ilość światła, która wpadała do pokoju przez odsłonięte okna raziła
go w oczy.
- Cześć… - powiedział zachrypniętym od snu głosem,
rozciągając usta w małym uśmieszku, dzięki któremu w jego lewym policzku
pojawił się niewielki dołek.
Kiwnęłam głową, mrucząc pod nosem ciche ‘hej’ i bawiąc się
jednocześnie palcami dłoni ułożonych na udach.
- Która godzina?
Spojrzałam na zegar, zawieszony nad drzwiami i
odpowiedziałam mu:
- Dziesięć po trzeciej.
Na jego twarzy pojawiło się zdziwienie, szybko zastąpione
przez rozbawienie. Przeciągnął się, wyciągając ręce do góry, a jego plecy
wygięły się do przodu. Miałam wrażenie, że ciemna koszulka opinająca jego
klatkę piersiową zaraz pęknie w szwach od tego, jak ją rozciągał.
- Wyspałem się. – powiedział z radością. – Jak nigdy. Choć
wasza kanapa jest za krótka, a koty przez kilka godzin leżały na mnie. Jeden
nawet mnie podrapał, bo nie chciałem go głaskać.
Wyciągnął w moim kierunku dłoń, na której widniało
niewielkie, ale wściekle czerwone zadrapanie. Znałam winnego tego czynu, tylko
jeden z moich kotów mógł się tego dopuścić.
- To na pewno Jon Snow… Jest trochę złośliwy.
- Jon Snow?
Czyżby w jego głosie wyczuwalna była odrobina rozbawienia,
pomieszanego z kpiną?
- Tak. Tak ma na imię jeden z nich. A co? – zapytałam bardziej
opryskliwie niż bym tego chciała, powodując tym, że Harry podniósł swoje ręce w
obronnym geście i pomachał nimi, a na jego twarzy pojawiła się niewinna mina.
- Nic, nic. Piękne imię. Tylko podziwiałem. A drugi kot to…?
- Finnick Odair… - mruknęłam pod nosem. Po pokoju rozniósł
się głośny śmiech chłopaka, który w rozbawieniu odrzucił głowę w tył i chwycił
się za brzuch. Mimowolnie i na mojej twarzy pojawił się niewielki uśmiech,
który próbowałam zamaskować. Lekko klepnęłam Harry’ego w ramię, mając nadzieję,
że się uciszy, ale nic z tego, dalej śmiał się w najlepsze.
- No cicho już… Harry.
- Finnick i Jon, pięknie… - parsknął, próbując powstrzymać
się od następnego wybuchu śmiechu, i otarł nieistniejące łzy z kącików oczu, a
potem spojrzał na mnie zielonymi oczami, cały czas z uśmiechem na ustach. –
Myślałem, że to para.
- Może są parą.
- Są chłopakami.
- Może są gejami.
- A może faktycznie. – przytaknął, wzruszając lekko
ramionami.
Oboje nagle obróciliśmy swoje głowy w kierunku, z którego
dobiegł do nas głośny huk zatrzaskiwanych w pośpiechu drzwi, a następnie
ciężkich nieregularnych kroków, jakby ktoś na zmianę podskakiwał i szedł
normalnie, a kilka sekund później zza drzwi wysunęła się głowa z blond czupryną.
- Cześć, ziomki. Sprawdzam co u was. Czy Sophia mnie nie
zdradza przypadkiem. O, macie herbatę. – wyrecytował Jackson, wypluwając z
siebie słowa jak karabin maszynowy pociski, a po chwili wepchnął się na kanapę
obok Harry’ego, popychając chłopaka w moim kierunku, uprzednio zabierając
stojącą obok mnie na stole herbatę owocową, z której jeszcze nie zdążyłam upić
nawet łyka.
Z konsternacją spojrzałam najpierw na zielonookiego chłopaka
zmuszonego do ciśnięcia się na małej powierzchni, którą pozostawił mu Jackson,
a potem na samego winowajcę tego całego zajścia, który ze smakiem wypijał
przygotowany przeze mnie napój, wyciągając swoje długie patykowate nogi na
stoliku umiejscowionym dokładnie przed nim. Jego wzrok wędrował za postaciami
kreskówki wyświetlanej na ekranie. Wyglądał jak dziecko, którym właściwie
jeszcze trochę był, jak wszyscy w tym wieku, w końcu miał dopiero osiemnaście
lat.
- Co nic nie mówicie? Przeszkodziłem wam w czymś? – zapytał
blondyn, jednocześnie nadal oglądając bajkę.
- Nie, no w sumie…
- To dobrze, bardzo dobrze. – przerwał mi w połowie zdania.
Boże, co się z nim stało? Gdyby był dziewczyną, to na pewno
obstawiałabym okres, ale to facet, u nich przecież nie do końca normalne są
takie zachowania, prawda? Choć może ja niewiele wiem o tej płci, nie miałam z
nią jakieś wielkiej styczności w przeszłości, nie jestem znawcą. Wykluczywszy
więc ten warunek, doszłam do wniosku, że przyczyną jego złego humoru jest albo
sytuacja z Liv, albo sytuacja w domu, albo coś, co zdarzyło się na imprezie, a
o czym chłopak mi nie powiedział. Bo i nie było nawet kiedy, a nie chciałam z
nim rozmawiać na te tematy w towarzystwie Harry’ego, który bądź co bądź nie był
w nic wtajemniczony, a poza tym w gruncie rzeczy był nam obcą osobą, choćbyśmy
nie wiadomo ile godzin razem przetańczyli.
Po kilku minutach ciszy przerywanej tylko odgłosami
dobiegającymi z telewizora, postanowiłam ruszyć się z fotela i zająć się czymś
przyjemniejszym albo bardziej pożytecznym, na przykład zamówieniem jedzenia
albo zakopaniem się w pościeli, mimo gości.
- Chcecie coś zjeść? – zapytałam chłopaków, oczekując
szybkiej i konkretnej odpowiedzi, której się nie doczekałam, dlatego
szturchnęłam lekko siedzącego najbliżej mnie szatyna, który od razu przeniósł
na mnie swoje spojrzenie, unosząc brew w niemym pytaniu, dlatego ponowiłam swoją
propozycję.
- Chętnie. Umieram z głodu.
- Jackson, a ty?
Blondyn pokiwał głową z twarzą cały czas nieruchomą, jakby
założył maskę, pod którą ukrywał wszystkie kumulujące się w nim uczucia.
Postanowiłam wypytać go o wszystko później, kiedy zostaniemy sami. Zamówiłam
pizzę, na którą czekaliśmy dobre czterdzieści minut, podczas których z brzucha
Harry’ego kilkakrotnie wyrwało się donośne burczenie, a Jackson zaczął marudzić
i zadawać pytania o to, kiedy będzie mógł się najeść. Spędzanie czasu z
głodnymi samcami – zdecydowanie nie polecam.
***
- Dobrze się bawiłem wczoraj. I właściwie przez całą noc. –
powiedział Harry z małym uśmieszkiem na ustach, a ja po raz kolejny zwróciłam
uwagę na ten mały dołeczek formujący się w policzku.
- Tak, ja też. – przyznałam, zdając sobie sprawę z tego, że
mówię prawdę, bo naprawdę spędziłam z nim miło czas na tańcu i rozmowach o
wszystkim i niczym, co pomogło mi się choć raz rozluźnić.
- Moglibyśmy to kiedyś powtórzyć.
Rozważyłam krótko tę propozycję w myślach, kalkulując
wszystkie za i przeciw, a zaraz potem kiwnęłam głową, odwzajemniając jego
uśmiech. Czułam jak pod jego czujnym spojrzeniem na moje policzki wpływa lekki
rumieniec, a dłonie robią się odrobinę lepkie od potu. Przestąpiłam z nogi na
nogę i potarłam brodę rękawem czarnej bluzy naciągniętym aż na dłonie.
Wargi chłopaka jeszcze bardziej się rozszerzyły, pokazując
jego idealnie białe uzębienie. Jego ręka sięgnęła do kieszeni długiego czarnego
płaszcza, z którego po chwili wyciągnął swój drogi telefon i włożył mi go w
dłoń.
Podniosłam wzrok z aparatu na jego oczy.
- Podaj mi swój numer. – powiedział krótko.
Spuściłam spojrzenie na ekran telefonu, który trzymałam w
ręku, po czym wklepałam rząd cyferek, dziękując samej sobie w duchu za to, że
udało mi się go nauczyć na pamięć, a potem oddałam mu urządzenie, próbując
zauważyć jaką nazwę kontaktu nadaje mojemu numerowi. Zmarszczyłam brwi, kiedy
rozszyfrowałam literki, układające się w słowo ‘Pinky’.
- No chyba żartujesz.
Założyłam ręce na piersi, wpatrując się w niego z
rozbawionym wyrzutem. Chłopak tylko uśmiechnął się, po czym złożył krótki
pocałunek na moim rozgrzanym policzku i wyszedł, zamknąwszy cicho drzwi za
sobą, zostawiając mnie w osłupieniu na środku pustego korytarza. Dłonią
dotknęłam miejsca, które przed chwilą musnął swoimi ustami i z szeroko
otwartymi ustami wróciłam do salonu, w którym cały czas na kanapie zalegał
przygnębiony blondyn, teraz zakopany pod tym samym kocem, pod którym jeszcze
kilka godzin temu spał Harry.
Odzyskawszy trochę zdrowego rozsądku i rozumu, zamknęłam
drzwi od salonu i usiadłam w fotelu, wyłączając telewizor.
- Mów, co się stało.
Świetny :-*
OdpowiedzUsuń