Ogłoszenie

Hello my kitties
Nie wiem kiedy dodam następny rozdział. Mam go już tak mniej więcej w połowie, czasami już do niego siadam i ostatecznie udaje mi się napisać jedynie zdanie lub dwa. Pracuje żeby zarobić pieniądze na wyjazd do Hiszpanii i na wakacje, na koncert JB który obiecałam siostrze więc musicie mi wybaczyć jeśli kolejny rozdział pojawi się późno. Mam nadzieję, że spedzacie wakacje lepiej niż ja 😚
Do zobaczenia niedługo

środa, 29 lipca 2015

14. Let's be unpredictable.

Do moich nozdrzy dobijał się nieznośny zapach spalenizny, jakby ktoś położył patelnię ze zwęglonymi częściami jedzenia zaraz przy mojej głowie. Z irytacją zakryłam nos dłonią w nadziei, że to pomoże, ale ten smród już zdążył za mocno rozprzestrzenić się po pokoju. Który, tak nawiasem mówiąc, z całą pewnością nie był mój.
Podniosłam się odrobinę, opierając łokcie o miękki materac i rozejrzałam się zaciekawiona po pomieszczeniu. Wyglądało na puste i nieużywane. Poza łóżkiem, w którym spędziłam noc, szafkami nocnymi i niewielką szafą nie było tam nic znaczącego, nawet zwykłego dywanika, wiszącego na pustej powierzchni obrazka, zdjęcia, kwiatka na parapecie. Uchylone drzwiczki stojącego w kącie mebla ukazywały, że nawet tam nic się nie znajdowało. Spróbowałam zlokalizować chociaż moją torebkę, ale poza leżącymi w nogach łóżka bluzą i spodniami nie było tam nic mojego.
Odrzuciłam okrywającą mnie białą, puszystą kołdrę i opuściłam nogi na podłogę, przeczesując różowe włosy palcami, po czym wstałam i skierowałam się niepewnie ku przymkniętym drzwiom. Przez małą szparę między nimi a futryną zerknęłam na korytarz, który zdawał się być pusty. Wyszłam z pokoju będącego na pewno pokojem gościnnym, z zamiarem znalezienia toalety, ale zaciekawił mnie zduszony krzyk i szereg przekleństw, dlatego zajrzałam do niewielkiej, skąpanej w żółtym świetle dobiegającym z wiszącej lampy kuchni, gdzie zlokalizowałam przyczynę tego okropnego zapachu, który wyrwał mnie ze snu.
- Co za gówno… - mruknął trzymający rękę pod wodą Louis. Powstrzymałam się od parsknięcia śmiechem – jego głos był jeszcze wyższy niż zazwyczaj, co brzmiało naprawdę komicznie. Obok chłopaka leżała zwęglona patelnia, nad którą unosiły się kłęby pary.
- Siemanko. – powiedziałam wesołym tonem, uśmiechając się pod nosem, kiedy Louis podskoczył na dźwięk mojego głosu, rozchlapując wodę na wszystko dookoła, włączając w to samego siebie.
- Dziewczyno! Chcesz, żebym dostał zawału?!
Zaśmiałam się krótko i podeszłam bliżej niego. Rzuciłam okiem na jego dłoń – na skórze widniały zaczerwienione placki, gdzie wiedziałam, że niedługo pojawią się większe lub mniejsze bąble. Rada na przyszłość: nigdy nie wpuszczać Tomlinsona do kuchni.
- Sorry, przyszłam tylko sprawdzić co robisz, bo śmierdzi w całym domu… Nie wiem co próbowałeś robić, ale, błagam cię, nigdy więcej.
Chłopak wydął śmiesznie usta i zawiesił wzrok gdzieś za mną, jakby moja uwaga zraniła go do żywego i fuknął niczym kot, któremu ktoś przez przypadek usiadł na ogonie, a potem wbił mi palec wskazujący niezranionej dłoni w żebra. Jęknęłam cicho z bólu, marszcząc brwi. Jeśli jest coś, czego nienawidzę, to właśnie dźganie mnie w jakiekolwiek miejsce na ciele. A już zwłaszcza w boki.
- Nie chcesz wojny, Louis… - mruknęłam, mając nadzieję, że delikatna groźba i ostrzeżenie czające się za moimi słowami przekonają go do nierobienia więcej takich gestów w moją stronę, ale przeliczyłam się. Stanowczo i bezsprzecznie się przeliczyłam.
Głośny pisk wydobył się z moich ust, kiedy chłopak ponownie wcisnął palec między moje żebra, jednocześnie drugą ręką posyłając w moją stronę strugę zimnej wody. Czułam jak ciecz spływa mi po twarzy, na której wykwitały powoli rumieńce, a potem wsiąka w materiał koszulki. Po spędzonych na próbie uspokojenia się trzech sekundach rzuciłam się w kierunku kranu. Nabrałam wody w dłonie i cisnęłam w zbyt rozbawionego Louisa, na twarzy którego malował się uśmieszek. Z radością obserwowałam jak znika, zastąpiony szokiem i niedowierzaniem.
- Nie zrobiłaś tego…
- Owszem tak. – powiedziałam z satysfakcją. – Jesteśmy kwita.
Tomlinson przeczesał dłonią mokre włosy opadające mu na czoło i machnął nią, posyłając  w bok zbierające się na niej kropelki wody. Jego wzrok spoczął na moich oczach, wbijając we mnie mordercze spojrzenie, takie o którym mówią, że mogłoby zabijać.
- O nie, nie jesteśmy... – z tymi słowami uderzył palcami o kran, wyłączając wodę. Zmrużone oczy cały czas obserwowały jak krok po kroku oddalam się w kierunku, z którego przyszłam. Miałam takie dziwne przeczucie, że zaraz pożałuję tego, co zrobiłam. Zamarłam, kiedy wokalista zbliżył się do mnie kawałek, po czym rzuciłam się do ucieczki, piszcząc jak mała dziewczynka. Słyszałam za sobą głośny tupot, kiedy natychmiastowo podążył za mną. Miałam zamiar zamknąć się w łazience. Moja ręka już prawie spoczęła na pomalowanej białą farbą klamce, już prawie byłam w bezpiecznym miejscu, gdy dwie duże dłonie złapały moją talię i obróciły mnie gwałtownie w stronę ścigającego mnie chłopaka. O mało co nie uderzyłam z rozpędu twarzą w jego twarz, po czym zaczęłam się szamotać i okładać go lekko pięściami, kiedy poczułam jak podnosi mnie do góry i przerzuca sobie przez chuderlawe, okryte szarym materiałem ramię.
Louis pchnął drzwi od łazienki i postawił stopę w progu.
- Puszczaj! – wrzasnęłam, klepiąc go po plecach i tyłku, który swoją drogą był niczego sobie. – Louis, puszczaj, natychmiast!
W odpowiedzi usłyszałam jego szatański chichot i dźwięk rozsuwanych drzwi prysznicowych, przez co zaczęłam się kręcić z większym zapałem.
- Nie zrobisz tego! Tomlinson! Zabiję cię jak to zrobisz, obiecuję ci! – piszczałam, kiedy śmiejąc się próbował mnie wcisnąć pod płynącą pod prysznicem wodę. Jak małpka owinęłam nogi wokół jego pasa, a dłonie zacisnęłam na materiale koszulki, dysząc z irytacją.
Chłopak chwycił za moją łydkę, próbując wyplątać się z mojego uścisku, ale nie dawałam za wygraną.
- No daj spokój, przyda ci się mała kąpiel. – zachichotał.
W moich myślach pojawiły się najgorsze przekleństwa pod jego adresem. Obiecałam sobie, że się zemszczę, choćby nie wiem co.
- Może tobie się przyda! – parsknęłam, trzymając się go mocno, gdy znów ułożył dłoń na mojej nodze. Najchętniej dalej okładałabym jego plecy pięściami, jednak za bardzo bałam się poluźnić chwyt w obawie przed wylądowaniem pod lodowatą wodą.
- Uwierz mi – odparł, pociągając sugestywnie nosem. – czuję, że to ty potrzebujesz prysznica.
Miałam ochotę sprać go na kwaśne jabłko, ale zamiast tego zdecydowałam się na ostatnią linię obrony jaka mi pozostała w tamtej sytuacji. Zbierając wszystkie siły wrzasnęłam na cały głos:
- Harry! Ratunku!
Chwilę później usłyszałam pospieszne kroki w korytarzu, a zaraz potem kudłata głowa wyłoniła się zza rogu. Wydałam z siebie okrzyk zwycięstwa.
- Pojebało was do reszty… - mruknął Harry zaspanym głosem, przecierając zmrużone powieki. – Myślałem, że coś się dzieje.
- Bo się dzieje! Proszę, ratuj mnie. – zaskomlałam żałośnie, próbując przybrać jak najbardziej zasmucony wyraz twarzy.
Styles wymruczał pod nosem jakieś przekleństwa pod naszym adresem.
Pacnęłam Louisa w głowę, kiedy połaskotał mnie w stopę. Najwyraźniej myślał, że coś tym zdziała, ale czekało go rozczarowanie: nie miałam łaskotek pod stopami. Znowu zaczęłam się kręcić w jego objęciach, dopóki Harry nie zbliżył się o kilka kroków, które wystarczyły do tego, żebym objęła ramionami jego szyję, co natychmiast zrobiłam i powiedziałam mu do ucha:
- Błagam, zabierz mnie od tego dzikusa…
- Dzikusa?!
Wybuchłam śmiechem na wyobrażenie oburzonej miny Louisa, które pojawiło się w mojej głowie. Styles zresztą też wyglądał, jakby miał zaraz do mnie dołączyć. Poczułam jego ręce obejmujące moją klatkę piersiową, kiedy próbował wydostać mnie z łap obrażonego, stawiającego opór  chłopaka.
Po kilku próbach oswobodzenia, zawierających w sobie wiele przekleństw z mojej strony i szczypania ze strony Tomlinsona, mogłam odetchnąć z ulgą i cieszyć się wolnością oraz tym, że udało mi się uniknąć wątpliwej przyjemności w postaci zimnej kąpieli.


Wpatrywałam się w swoje stopy, okryte ciemnym materiałem sięgających mi do połowy łydki skarpetek, które wydobyłam z szafy Harry’ego i rozmyślałam nad tym, co się stało w jego mieszkaniu.
Po rozdzieleniu naszej dwójki Harry zaniósł mnie, cały czas uczepioną jego szyi, do swojej sypialni, gdzie postawił mnie na ziemi i cierpliwie wytłumaczył, że chce, abym założyła skarpetki i najlepiej też jakieś spodnie, a potem usiadła grzecznie w salonie, jak najdalej od jego kolegi.
- I bez żadnych krzyków. – podkreślił, patrząc na mnie znacząco, po czym opuścił pokój, zostawiając mnie samą. W powietrzu unosił się zapach jego perfum. Z wypełnionej ubraniami szafy wyciągnęłam skarpetki i wróciłam do pokoju, w którym spałam, aby założyć zostawione na łóżku spodnie i bluzę. Miałam ochotę na fajkę, byłam głodna i chciało mi się pić, a poza tym nie wiedziałam, która jest godzina, widząc jednak, że za oknem zrobiło się już odrobinę jaśniej, domyśliłam się, że od jakiegoś czasu powinnam była być już w pracy. Powędrowałam więc do salonu, gdzie ostatnio widziałam moją torebkę, a potem wyciągnęłam z niej telefon. Nacisnęłam odpowiedni przycisk, dzięki któremu ekran się podświetlił i zszokowana odkryłam dwadzieścia osiem nieodebranych połączeń i siedemnaście smsów, wszystkie od Liv i Jacksona. Pacnęłam się w czoło, odczytując wiadomości.
‘Gdzie jesteś?’
‘Wracasz do domu na noc?’
‘Sophia, martwię się, odpisz’
Wszystkie smsy miały podobną treść, przynajmniej te od Liv, bo Jackson groził mi śmiercią w męczarniach i zemstą za to, że nie dawałam znaku życia. Miałam tylko nadzieję, że domyślił się u kogo spędziłam noc.
Po zjedzeniu przygotowanego przez Harry’ego śniadania zebrałam w pośpiechu swoje rzeczy, ubrałam buty i kurtkę i skierowałam się do drzwi, aby jak najszybciej wyjść i znaleźć się w księgarni, gdzie musiałam wytłumaczyć się pani King z mojego ponad dwugodzinnego spóźnienia. W duchu modliłam się tylko, żeby kobieta nie zrezygnowała z zatrudniania mnie, bo praca u niej była przyjemna i bardzo mi na niej zależało.
Kiedy dotarłam na miejsce było już grubo po dziesiątej i właścicielka zdecydowała, że równie dobrze mogę iść do domu. Było to moje pierwsze wykroczenie od kiedy mnie zatrudniła, dlatego przymknęła na nie oko, poza tym wyjaśniła mi, że i tak miała cały dzień spędzić w księgarni, więc nie była to aż taka zbrodnia z mojej strony. Powtarzając słowa podziękowania i przeprosiny wyszłam ze sklepu. Kiedy stawiałam niespieszne kroki na schodach prowadzących do mieszkania, usłyszałam piosenkę Fall Out Boy, którą ustawiłam na dzwonek mojego telefonu. Wyciągnęłam urządzenie z torebki i odebrałam połączenie, nie sprawdzając kto dzwoni.
- Halo?
- No i gdzie jesteś? – w słuchawce rozległ się niski, lekko zachrypnięty głos Harry’ego. Nacisnęłam klamkę od drzwi i pchnęłam je lekko, stwierdzając, ze są otwarte.
- W domu. – odpowiedziałam, próbując ściągnąć kurtkę z ramion i zsunąć buty ze stóp. Moje oczy cały czas skanowały otoczenie w poszukiwaniu najmniejszych oznak czyjejś obecności. Na wieszakach wisiał tylko jeden ciemny płaszcz, należący do Harry’ego, co stwierdziłam po namyśle, a także kolorowa kurtka Liv. Ucieszyłam się, że tylko ona jest w domu i oszczędzę sobie kazania ze strony przebywającego w szkole Jacksona.
- Jak to w domu? – w tle usłyszałam jakieś szuranie, a potem głośny trzask, który brzmiał jak uderzenie kogoś dłonią w twarz. Dokładnie sekundę później dobiegło do mnie piskliwe, przeraźliwe wycie, coś jak: ‘Buzi, buzi!’, wydobywające się z ust jedynego, oryginalnego, niepowtarzalnego Louisa Tomlinsona. – Zamknij się, Lou, bo nie ręczę za siebie! – wrzasnął Harry, a potem kontynuował: - No, co mówiłaś?
Odkaszlnęłam, próbując powstrzymać rozbawienie i zajrzałam jednocześnie do mojego pokoju, wyglądającego w tamtym momencie jak pobojowisko. Wszędzie walały się sterty ubrań, brudne skarpetki, kosmetyki i pluszowe zabawki. Byłam pewna, że moja mina wyglądała wtedy jak pomieszanie zdziwienia ze zdegustowaniem, no bo przecież nie było mnie dopiero dzień i wiem, że oddałam ten pokój Chloe i Jacksonowi, ale bez przesady, do cholery! Gacie na wierzchu?! A tam w rogu, czy to… tampony?! Po co dziewczynie w ciąży tampony, do jasnej Anielki? Z zażenowaniem wkroczyłam do pomieszczenia, wrzucając opakowanie do szuflady, zdając sobie sprawę z tego, że należało ono do mnie.
Zorientowałam się również, że Harry cały czas czeka na moją odpowiedź, a zirytowane westchnienie dało mi do zrozumienia, że zbyt długo zwlekałam z odezwaniem się.
- Przepraszam. – mruknęłam, dla świętego spokoju zamykając drzwi i kierując się jednak ku czystemu i przytulnemu salonowi, gdzie moje koty obdzierały kanapę z obicia. – Właśnie odkryłam, że mój pokój jest kupką nieszczęścia. Jackson i Chloe… - urwałam, zastanawiając się czy dobrym pomysłem byłoby wtajemniczanie prawie nieznanej mi osoby w czyjeś życie prywatne, zwłaszcza że sama dopiero kilka dni temu dowiedziałam się o ich sytuacji i nie miałam pozwolenia na przekazywanie tego dalej.
- No nieważne. Sprawdzam tylko czy dotarłaś. Nie miałaś być w pracy?
Zasiadłszy w moim ulubionym fotelu wytłumaczyłam mu sytuację, słysząc od niego w zamian krótkich przytaknięć, a na koniec przeprosiny. Czuł się winny, bo to rzekomo przez niego nie zdążyłam do pracy, choć wina leżała zdecydowanie po mojej stronie. W końcu kto normalny nie ustawia budzika jeśli wie, że następnego dnia musi wcześnie wstać?

Ostatecznie umówiliśmy się po raz kolejny na spotkanie. Miałam co do tego mieszane uczucia. Z jednej strony w obecności chłopaka czułam się inaczej niż zwykle – nawet starałam się być dla niego miła, a wiadomo, że rzadko mi to wychodzi, ale z drugiej strony nie chciałam zacieśniać więzów z kimś, kogo cały czas śledzono i wypisywano o nim w gazetach. O moją czaszkę nieustannie obijały się myśli dotyczące tego, że przez znajomość z Harrym ja także któregoś dnia mogłabym trafić do gazety lub na jakieś strony plotkarskie i wszystko w moim dotychczasowym, poukładanym życiu zmieniłoby się w mgnieniu oka. Już nie byłabym anonimowa, nie miałabym swojego życia prywatnego, a co więcej, zostałaby mi przyklejona łatka ‘dziewczyny Stylesa’, którą przecież nie byłam i być nie zamierzałam, choć zaprzeczały temu wszystkie kłębiące się w we mnie emocje, wyczuwalne w jego obecności. 

2 komentarze: