Ogłoszenie

Hello my kitties
Nie wiem kiedy dodam następny rozdział. Mam go już tak mniej więcej w połowie, czasami już do niego siadam i ostatecznie udaje mi się napisać jedynie zdanie lub dwa. Pracuje żeby zarobić pieniądze na wyjazd do Hiszpanii i na wakacje, na koncert JB który obiecałam siostrze więc musicie mi wybaczyć jeśli kolejny rozdział pojawi się późno. Mam nadzieję, że spedzacie wakacje lepiej niż ja 😚
Do zobaczenia niedługo

niedziela, 2 sierpnia 2015

15. I've been thinking of everything, of me, of you and me.

Piosenka ‘Up in the air’ krążyła w mojej głowie od kilkudziesięciu minut, nie pozwalając mi się skoncentrować na niczym konkretnym poza wgapianiem się w połowicznie wypełnioną krzyżówkę, spoczywającą na moich podkulonych nogach. W udawanym skupieniu zagryzałam końcówkę zielonego długopisu wiedząc, że gdzieś niedaleko mnie stoi zdenerwowana, zirytowana i, podobno, zdegustowana moim zachowaniem Liv, produkująca z siebie trwające już ponad pięć minut kazanie, a ja, niewdzięczna i wredna, usłyszałam z niego może tylko pierwsze pięć zdań brzmiących mniej więcej tak: ‘Gdzieś ty była?! Wiesz jak się martwiłam?! Gdzie miałaś telefon?! Co ty sobie wyobrażasz?!’ i tak dalej, i tak dalej.
Przez te wszystkie lata przyjaźni z nią nabyłam bardzo cennej umiejętności, jaką było wyłączanie się na czas jej tyrad i utyskiwań, zastępując je jakimiś niezbyt konkretnymi procesami myślowymi. Czasem myślałam o filmie, który oglądałam niedawno, czasem o książce, następnego razu analizowałam zachowanie jakiejś znanej mi osoby podczas na przykład rozmowy ze mną, albo zagłębiałam się we wspomnieniach. Tłumaczyłam sobie, że przecież i tak nie uda mi się nic wtrącić ani nie dostanę możliwości wyjaśnienia całej sytuacji naburmuszonej i wkurzonej Liv, bo ona nigdy nie dopuszczała mnie do słowa. Dlatego właśnie najlepszym wyjściem było dać jej się wygadać, a potem, po upływie czasu, zapukać do pokoju z kubkiem kakao lub zimnym piwem, w zależności od pory roku, i przeprosić. To zawsze działało.
Z ulgą przyjęłam moment, w którym dziewczyna zdecydowała się na pozostawienie mnie samej sobie w salonie i skierowała się Bóg wie gdzie. Porzuciłam nucenie piosenki i rozwiązywanie krzyżówki na rzecz czegoś, co nagle przyszło mi do głowy, a mianowicie zaczęłam zastanawiać się nad ‘związkiem’ Liv i Zayna. Minął już tydzień od ich randki, a dwa od kiedy się poznali i ciekawość zżerała mnie od środka na samą myśl o tej dwójce. W końcu niektóre związki zaczynają się nawet szybciej, co nie? Wiedziałam jednak, że nie ma sensu zaczynać teraz tego tematu, jeśli znowu nie chciałam wysłuchiwać kazania, dlatego, zerkając na zegarek w telefonie, zdecydowałam się na wzięcie szybkiego prysznica, przebranie się i przygotowanie czegoś w ramach obiadu zanim nadejdzie czas mojego spotkania z Harrym.
Podczas naszej rozmowy telefonicznej ustaliliśmy, że podjedziemy samochodem pod szkołę Jacksona i Chloe aby ich odebrać i przy okazji udobruchać wysyłającego mi smsy z pogróżkami blondyna. Lekcje kończyły się o piętnastej, ale Harry uparł się, że będzie aż godzinę wcześniej, dlatego nie zostało mi tak dużo czasu na przygotowanie się.
Stanie pod prysznicem, jak każdy wie, to idealny moment na rozmyślania o życiu, a było to coś, co właśnie robiłam. Nie wiedziałam dlaczego Styles ponownie chciał się ze mną spotkać, co było dla mnie wyjątkowo dziwne i dlaczego ja się zgodziłam, ale raz kozie śmierć. Próbowałam też wymyślić jakiś sposób na ugłaskanie Jacksona, bo wiedziałam, że jak tylko mnie zobaczy, to rzuci się na mnie ze swoimi kościstymi łapskami i zwyzywa mnie od najgorszych. No i jeszcze Chloe, dziewczyna, której nie znam, którą właściwie olałam poprzedniego dnia.
Owinięta ciasno ręcznikiem wyszłam z zaparowanej łazienki i wkroczyłam do zasyfionego, zawalonego pokoju w poszukiwaniu ubrania. Wciągnęłam na nogi obcisłe, jasne dżinsy z lekkim przetarciem na lewym udzie, a do tego luźną koszulę w odcieniu ciemnej zieleni, której rękawy podwinęłam do łokci. Włosy zostawiłam rozpuszczone, jak zawsze zresztą, bo nie miałam żadnych, i gdy to mówię jestem w stu procentach poważna, kompletnie żadnych umiejętności manualnych, które pomogłyby mi w zrobieniu chociaż raz dobrze wyglądającego kucyka lub warkocza. Zdecydowałam się również na lekki makijaż, zawierający w sobie minimalną ilość podkładu zakrywającego wory pod oczami i tuszu wydłużającego rzęsy. Do torebki wcisnęłam biały T-shirt, obowiązkowy w pracy i kosmetyki w razie gdybym musiała coś poprawić i wyszłam z pokoju, zabrawszy uprzednio białe skarpetki z szuflady.
- Liv! – wrzasnęłam na widok jej zielonych włosów znikających w przejściu do kuchni i od razu pognałam w tamtą stronę. Rzuciłam się na szyję zdezorientowanej przyjaciółki, która nie od razu, ale odwzajemniła mój gest. – Przepraszam, powinnam była zadzwonić albo chociaż napisać, nie gniewaj się na mnie. – wydusiłam, wciskając twarz w jej gęste włosy.
Jedna z dłoni dziewczyny poklepała mnie po plecach, a potem usłyszałam jej głos:
- No już dobra, niech będzie, że ci wybaczam, pasztecie. – usłyszałam rozbawienie w jej głosie, dlatego dla swojego własnego dobra puściłam jej płazem to obraźliwe wyrażenie i cmoknęłam ją w rumiany policzek, który ta z lekkim obrzydzeniem na twarzy od razu przetarła wierzchem dłoni. Odsunęłam się od niej na odległość ramion i ruszyłam z wytłumaczeniami, bo wydawało mi się, że właśnie tego ode mnie oczekuje.
- Dałabym ci znać, że nie wracam do domu, ale było już późno, a ja zasnęłam, poza tym gdzieś walnęłam torebkę i nie wiedziałam dokładnie gdzie, nie mogłam jej znaleźć z samego rana, no i jakoś samo tak wyszło...
Nie polecam produkowania takich długich zdań na jednym wdechu i wydechu, bo to naprawdę szkodliwe dla zdrowia waszych płuc, tak samo jak i moich, które w tamtym momencie zaczęły mnie palić. Wzięłam głęboki oddech i już miałam jej wytłumaczyć resztę sytuacji, kiedy machnięciem ręki przerwała mój wywód i bąknęła:
- Zamknij się, Sophia, serio… Czaję. Tylko gdzie byłaś?
Chwila, chwila, jeszcze jej tego nie mówiłam? Jackson jej nie mówił? Doszłam do wniosku, że na pewno nadal był obrażony o Zayna i unikał Liv jak ognia, dlatego nie przekazał jej informacji na temat miejsca, w którym spędziłam noc, jakkolwiek to brzmi.
- No… jak to gdzie…? – zapytałam, próbując się wywinąć od odpowiedzi i zajrzałam do lodówki. Przeskanowałam półki od góry do dołu, znajdując na jednej z nich ser żółty, więc wymyśliłam, czym zastąpię pożywny i smaczny obiad. – Chcesz tosta?
Liv pokręciła głową w odpowiedzi, dlatego z powrotem skierowałam wzrok na ser i sięgnęłam po niego, a potem zajęłam się nakładaniem go na skibki chleba wydobytego z szafki. Urwałam kawałek i włożyłam do buzi.
- No powiesz mi? – rzuciła, nie dając się zwieść.
Moja odpowiedź była bełkotem wypowiedzianym pod nosem, którego nawet człowiek z najlepszym słuchem na świecie by nie rozszyfrował.
- Gdzie?
- U Harry’ego. – powiedziałam już wyraźniej, wywracając oczami i wkładając przygotowane kanapki do tostera.
- Jakiego Harry’ego?
- No takiego zwykłego?
- Sophia, do cholery, masz trzy sekundy na to, żeby mi powiedzieć, gdzie byłaś, albo wyrzucę te twoje pieprzone futrzaki, które nazywasz kotami, przez okno! – wrzasnęła już porządnie zirytowana Liv, krzyżując ręce na piersi. Nie powiem, że się nie bałam, bo jednak wolałam, żeby wszyscy przeżyli, dlatego podniosłam dłonie i pomachałam nimi na znak, że jestem niewinna i ma się już na mnie nie wydzierać, a potem powiedziałam:
- Jezu, Liv, zachowujesz się gorzej niż moja matka…
- Raz…
- No już dobra, dobra. Spałam u…
- Dwa…
- … Harry’ego Stylesa! Wysoki, loki, klata jak macho, One Direction, mówi ci to coś?
Wyraz zaskoczenia na jej twarzy był bezcenny, aż żałowałam, że nie miałam pod ręką aparatu, żeby to uwiecznić. Mentalnie przygotowywałam się na potok pytań płynący z jej ust, ale zupełnie nie spodziewałam się tego jednego, które padło jako pierwsze:
- Spałaś z Harrym Stylesem?!


Pół godziny później, najedzona, wyszykowana i zrelaksowana, siedziałam na obitym skórą siedzeniu w aucie Harry’ego i starałam się nie parsknąć śmiechem na wspomnienie odbytej nie tak dawno rozmowy. Całe szczęście udało mi się wytłumaczyć Liv, że między mną a chłopakiem do niczego nie doszło i jesteśmy tylko znajomymi. Wtrąciłam też kilka pikantnych żarcików na temat jej i Zayna, powodując tym, że szybko urwała rozmowę i życzyła mi miłej pracy, a następnie zaszyła się w zaciszu swojego pokoju.
Przeniosłam wzrok z pogrążonej w deszczu ulicy na milczącego chłopaka siedzącego obok mnie i wyciągnęłam w jego kierunku dłoń, w której trzymałam jego bluzę.
- Zapomniałam ci ją oddać jak wychodziłam. – powiedziałam. Harry spojrzał na mnie, a potem na materiał, nie reagując w żaden sposób, dlatego zaczęłam się modlić, żeby nie zachował się jak ci wszyscy faceci z opowiadań, którzy z łaskawymi uśmiechami i mrugnięciem oka mówili coś w stylu ‘zatrzymaj ją, leży na tobie lepiej niż na mnie, mała’, ale całe szczęście brunet nie był tym typem i po upływie chwili zabrał ode mnie ubranie, odkładając je na tylne siedzenie.
- Dzięki. Dobrze, że pamiętałaś, bo musiałbym się włamać do twojego domu. To moja ulubiona bluza. – wyjaśnił na widok mojej zdziwionej miny, wywołując tym u mnie wybuch śmiechu. Wyobraziłam sobie Harry’ego, jak w ubraniu ninja próbuje znaleźć coś w brudzie panującym w moim pokoju i nie mogłam powstrzymać chichotu.
- Tylko twój płaszcz u nas został. – przypomniałam sobie, że widziałam go wchodząc rankiem do domu.
Harry wzruszył ramionami, wybijając jakiś rytm palcem na czarnej kierownicy.
- No to będę musiał kiedyś wpaść i go odebrać. – rzucił lekko. Przełknęłam ślinę i kiwnęłam głową. Odwróciłam wzrok, żeby nie musieć wpatrywać się w jego zielone tęczówki, które sprawiały, że moje serce biło tak szybko, jakby chciało wyskoczyć mi z piersi i przykleić się do niego. Dziwne, że chłopak, którego znałam dopiero od dwóch tygodni, potrafił wywołać u mnie takie emocje i przekonać mnie do rzeczy, których nie robiłam nawet z bliższymi mi osobami, jak na przykład taniec przez całą noc, spacer w mroku i mrozie, nocowanie w nieznanym miejscu… Wszyscy, którzy mnie znali, powiedzieliby, że jest to coś, czego się po mnie nie spodziewali, wiedziałam też, że uznaliby to za coś dobrego. Sophia w końcu jest częścią społeczeństwa, i te sprawy.
- Może… podjedziemy już pod szkołę…? – pisnęłam nagle zdenerwowana i obróciłam głowę w stronę okna, zauważając wcześniej zdziwione spojrzenie, jakie chłopak mi posłał.
- Tak, jasne…
Usłyszałam warkot silnika i szuranie opon na mokrej nawierzchni, kiedy powoli jechaliśmy przez miasto. Krople deszczu spadały na szyby z cichym odgłosem, a ja obserwowałam krótką drogę jednej z nich, wędrującej wzdłuż tafli aż na sam jej dół. Czułam, że pocą mi się dłonie.
Harry, jakby wyczuwając mój nastrój i niechęć do rozmowy, która nadeszła znikąd, włączył radio, z którego popłynęła rockowa muzyka. Gatunek, który toleruję, a wręcz lubię. Dobra, kocham. Nie znałam tej konkretnej piosenki, ale nie przeszkodziło mi to w rytmicznym uderzaniu palcami o ukryte za materiałem dżinsów udo. Od strony kierowcy dobiegało do mnie mamrotanie chłopaka, a kiedy na niego spojrzałam, zrozumiałam, że on tylko śpiewa sobie pod nosem, kołysząc na boki głową, przez co jego wymykające się z bandany loki podrygiwały w powietrzu.
Słuchając jego głosu, który z każdą chwilą był coraz głośniejszy, powoli się odprężałam. Na tyle, żeby dołączyć do nucenia, kiedy nareszcie w radiu puścili coś, co znałam, a mianowicie piosenkę Arctic Monkeys – R U Mine.  Nieśmiało i z lekkim wahaniem zaczęłam śpiewać zwrotkę, dołączając do zerkającego na mnie Harry’ego. Muzyka zaczęła głośniej wydobywać się z głośników, ale nie widziałam, żeby chłopak wyciągał rękę w kierunku radia. Doszłam do wniosku, że jego wypasione, drogie, pachnące świeżością auto na pewno ma jakąś małą, magicznie działającą ukrytą konsolkę przy kierownicy i zaczęłam mu zazdrościć tego cacka. Samochodu oczywiście, nie konsolki. Biorąc pod uwagę to, że nie byłam posiadaczką prawa jazdy, to moja zazdrość była nieuzasadniona, ale wiadomo jakie są kobiety.
Wydzierając się w niebogłosy i odstawiając dzikie tańce dojechaliśmy nareszcie na parking pod szkołą, gdzie dokończyliśmy śpiewanie piosenki przy towarzyszących nam dziwnych spojrzeniach przechodniów. Musieliśmy wyglądać jak dwójka wariatów.
- Nie wiedziałem, że umiesz śpiewać. – powiedział Harry, a ja wybuchłam śmiechem. Ja śpiewać? Trzymajcie mnie, byłam w tym najgorsza na świecie.
- Nie udawaj, że nie bolą cię uszy od mojego wycia.
- No dobra, może trochę. – przyznał i wyszczerzył się, obrywając za to w ramię. Na jego twarzy od razu pojawił się grymas i złapał się za miejsce, w które go uderzyłam, więc pospieszyłam z przeprosinami, sądząc, że przesadziłam z użytą siłą, ale zaraz potem westchnęłam z irytacją, kiedy jego usta ponownie rozciągnęły się w uśmiechu. – Żartowałem!
- Głupek. – pokręciłam głową. Zajrzałam do leżącej na moich kolanach torebki w poszukiwaniu papierosów. Chwyciłam za klamkę i otworzyłam drzwi, a potem miałam już wysiadać, kiedy przerwał mi donośny głos Stylesa.
- Co robisz?
Odwróciłam się w jego stronę, wyciągając jednocześnie dłoń, w której trzymałam paczkę i zapalniczkę.
- Chcę zapalić. – wytłumaczyłam. – A nie chcę tego robić w samochodzie, nawet jeśli byś mi pozwolił.
- Czego bym nie zrobił. 
- No widzisz. – postawiłam nogi na mokrym chodniku, i założywszy kaptur kurtki na głowę, odpaliłam papierosa i schowałam zapalniczkę do torebki. Nie przejmując się mokrym lakierem, oparłam się o zamknięte drzwi auta i zaciągnęłam dymem, mając nadzieję, że jakiś nadgorliwy nauczyciel nie wybiegnie zaraz ze szkoły i nie opieprzy mnie za palenie na parkingu.
Szkoła, przed którą staliśmy, nie była jakoś wyjątkowo duża ani mała. Średniej wielkości budynek, szarego koloru z dużymi oknami i przeszklonymi drzwiami wejściowymi, które groziły rozpadem, jak te w redakcji Malcolma, rozwalone przez Zayna. Cały spory teren przed głównym wejściem zajmowała trawa oraz kilka przejść złożonych z płyt chodnikowych. Całość prezentowała się dość przeciętnie, choć była to szkoła prywatna, bo do jakiej innej mógł posłać rodzeństwo ich ojczym.
- Matko, jak to śmierdzi. – burknął Harry, stając przede mną z kapturem na głowie, garbiąc się jak osiemdziesięcioletni staruszek z reumatyzmem. Z premedytacją ponownie wydmuchnęłam dym, tym razem prosto w jego stronę, na co się skrzywił i pomachał dłonią przed twarzą. – Jaka ty jesteś złośliwa.
- No życie. – skwitowałam jego słowa. Czysta prawda. Złośliwość to moje drugie imię. Albo upartość.
- Po prostu nie dmuchaj tym we mnie, okej? – zapytał, na co wzruszyłam ramionami.
Przyglądałam się z rozbawieniem jak za każdym razem, kiedy mija nas jakaś przypadkowa osoba, chłopak kuli ramiona, próbując schować twarz i udaje, że jego wcale tam nie ma, choć trudno było nie zauważyć jego postawnej sylwetki. Byłam pewna, że każda fanka z odległości najbliższego chodnika poznałaby, że to on, ale nie chciałam niszczyć jego dobrego humoru. Poza tym naprawdę mnie bawiły jego próby ukrywania się i nie miałam ochoty na ich przerywanie.
- Będziesz tu stał i moknął?
- Nie chciałem, żebyś stała sama. – mruknął cicho, wkładając ręce do obszernych kieszeni kurtki. Poczułam jak przyjemne ciepło rozlewa się po moim wnętrzu dzięki jego słowom, ale od razu się za to skarciłam. Boże, wystarczyło kilka słów, żeby doprowadzić mnie do takiego stanu, no bez przesady. Miałam ochotę palnąć coś w stylu: Styles, bierzesz udział w konkursie na najsłodsze zachowanie i teksty świata? ale zamiast tego wolałam się pławić w tym moim schnącym oceanie słodyczy i szczęścia.
Przez chwilę staliśmy w ciszy, rzucając sobie ukradkowe spojrzenia, na które reagowaliśmy każde w inny sposób. Harry na chwilę spuszczał wzrok na swoje dziwne, skórzane buty, na których osadzały się krople deszczu, po czym ponownie go podnosił i wpatrywał się we mnie dopóki kolejny raz go na tym nie przyłapałam. Moja reakcja? Palące, buraczane rumieńce, wpływające na poliki, przez które na pewno wyglądałam jak zakochana małolata. Po którymś już razie rzucania sobie wzajemnych nieśmiałych spojrzeń, utkwiłam wzrok w przetarciu spodni, szarpiąc paznokciami za jego brzegi. W moim polu widzenia nagle pojawiły się jego charakterystyczne buty i kawałek spodni przy kostkach, kiedy Harry zrobił krok w moją stronę, sprawiając że jeszcze bardziej wbiłam ciało w drzwi samochodu. Automatycznie podniosłam dłonie i oparłam je o jego klatkę piersiową, nie pozwalając mu na podejście bliżej.
- Co robisz…? – wydukałam piskliwym głosem, nie będąc zdolną do tego, żeby spojrzeć mu w twarz. Zamiast tego oglądałam brzeg jego widocznej przez rozpiętą kurtkę bluzki spod którego wystawał złoty łańcuszek. Oglądałam z bardzo, bardzo bliska wgłębienie w jego obojczykach i w dole szyi, czując jego ciepły oddech na czole, kiedy przemówił:
- Tak sobie pomyślałem… - urwał, oparłszy dłonie po obu stronach mojego ciała, zamykając mnie niejako w klatce stworzonej z jego ciała i ramion. Nie miałam żadnej drogi ucieczki, a panika w moim umyśle coraz bardziej rosła i rosła.
- Taaaak…?
Zdobyłam się w końcu na to, żeby spojrzeć mu w oczy, co od razu wytknęłam sobie jako błąd, bo miały one dziwny wyraz i błądziły po całej mojej twarzy, jakby nie mógł się skupić na tym, co chce powiedzieć.
- Pomyślałem, że może chciałabyś…
- Że chciałabym co?
- Boże, Sophia, nie przerywaj mi! – podniósł głos, więc się wzdrygnęłam, a na jego twarzy zaraz potem pojawiła się przepraszająca mina. Moje dłonie z paniki zacisnęły się na koszulce chłopaka i byłam też gotowa na to, żeby w każdej chwili unieść kolano i uderzyć w strategiczne miejsce.
- Przepraszam, przepraszam, po prostu się denerwuję. Chodzi o to, że chciałbym cię gdzieś zaprosić. – wydukał w końcu, a mi z wrażenia odebrało mowę. Czułam, że moje usta otwierają się ze zdziwienia, więc szybko je zamknęłam i zamrugałam powiekami, starając się przyjąć do wiadomości to, co powiedział.
- Ale… że co?
- Co co?
Przełknęłam ślinę. Boże, czy on mnie zapraszał na randkę?! Ale, że na prawdziwą randkę? Pomyślałam sobie ‘Sophia, w co ty się wkopałaś?!’, no bo przecież dobrze znacie moje poglądy na ten temat, w ogóle na temat Harry’ego. Lubiłam go, to fakt, ale nasza znajomość dopiero się zaczynała, minęły dwa tygodnie od kiedy się znamy, a rozmawialiśmy może jakoś z pięć razy i on mnie zaprasza na randkę? Nie wiedziałam, czy mam wybuchnąć śmiechem czy płaczem. Zastanawiałam się co mam mu odpowiedzieć. Jak mu odmówić, żeby się nie obraził i nie pomyślał, że go nie lubię. Może gdyby jeszcze poczekał, dał mi trochę czasu, ale to wszystko działo się tak szybko.
- Harry… - mruknęłam, błądząc wzrokiem po jego klatce piersiowej i twarzy, myśląc gorączkowo nad odpowiedzią.
Chłopak uniósł palcami mój podbródek, szukając wzrokiem mojego wzroku. Kiedy postawił na swoim, powiedział kojącym głosem, jak do dziecka:

- Jeśli nie chcesz, to po prostu powiedz, zrozumiem. Wiem, że prawie się nie znamy i w ogóle, ale pomyślałem, że takie wyjście nam w tym pomoże. No więc, co ty na to? 

1 komentarz:

  1. Po tym rozdziale sama mam rumieńce i szczerze się jak głupia! XD Weny i do następnego!

    OdpowiedzUsuń