Jeden talerz, drugi talerz, trzeci talerz. Stolik numer
pięć, osiem, szesnaście, pięćdziesiąt kurde siedem. Przynieść, wynieść,
pozamiataj. W kółko tylko polecenia, krzyki, zwracanie uwagi i pomiatanie mną,
jakbym była tanią siłą roboczą w Afryce. No tak, jestem nią, tylko że w centrum
Londynu. Niewielka różnica. Nie miałam nawet czasu, żeby pójść do toalety, nie było sekundy, w której udałoby mi się
pomyśleć o tym, że właśnie tego bym potrzebowała, więc nie udało mi się także
powrócić do sytuacji sprzed paru godzin ani wspominać wyrazu twarzy Harry’ego,
gdy wysiadałam z jego auta pod restauracją, nie zaszczycając go odpowiedzią na
zadane wcześniej pytanie. Jak zwykły tchórz uciekłam, zapominając nawet o
pożegnaniu.
Całe szczęście, że w środku tygodnia, zwłaszcza
popołudniami, bywało w restauracji więcej osób niż normalnie, dzięki czemu
mogłam opróżnić umysł z wstydliwych i krępujących myśli i zająć się zarabianiem
pieniędzy. Zawsze jednak musi znaleźć się coś lub ktoś, kto natrętnie
przypomina nam o naszych porażkach i momentach, o których chcemy zapomnieć – w
moim przypadku był to jak zwykle nieposkromiony, nieobliczalny Jackson,
rzucający mi co rusz karcące spojrzenia, kiedy tylko mijaliśmy się w wąskim,
przesiąkniętym zapachem potraw korytarzu między kuchnią a główną salą. Starałam
się go ignorować, ale próbować na niego nie patrzeć, to tak jakby starać się
omijać wielki chodzący za tobą znak drogowy z olbrzymim, jaskrawym napisem
‘jesteś idiotką’. Miałam ochotę krzyknąć do niego na cały głos ‘Dobra, wiem o
tym, ale teraz już się ode mnie odwal!’, ale nie zrobiłam tego, nie chcąc
prowokować kłótni. Co jak co, ale nie chciałam by Jackson był po stronie innej
niż moja, przynajmniej nie jeszcze bardziej niż dotychczas.
Po sześciu godzinach pracy bez przerwy z westchnieniem
odwiesiłam czarny fartuszek na specjalny wieszak i zajęłam się pospiesznym
przebieraniem w moje nie-robocze ciuchy. Z ulgą przyjęłam fakt, że Jackson
jeszcze chwilę musi zostać i odwlekę trochę czas, w którym wygłosi mi długi i
monotonny monolog, zaznaczając w nim wszystkie moje wady i przewinienia,
wymachując przy tym cienkimi jak patyczki rękami niczym jakiś szalony mag w
jednej z gier, w które tak namiętnie grywał jeszcze parę miesięcy wcześniej.
Wraz z nadejściem końca mojej zmiany nadszedł jednak ten
czas, w którym nie miałam już czym zająć swojej głowy i wspomnienia sprzed
kilku godzin uderzyły we mnie nagle i niespodziewanie, zalewając mój umysł
obrazami z Harrym w roli głównej. Przed oczami stanęła mi jego przystojna twarz
z kilkoma zbłąkanymi lokami wysuwającymi się z bandany i zielone oczy
wpatrujące się we mnie z uwagą i nadzieją. Znów poczułam zapach jego perfum,
kiedy przysunął swoje ciało do mojego opartego o zamknięte drzwi czarnego auta,
jego ciepły oddech na skórze, miękki dotyk szarej, ściskanej przeze mnie w
dłoniach koszulki i usłyszałam cichy szept, rozlegający się echem w mojej
głowie:
‘Co ty na to…? Co ty na to…? Co…?’
‘Jak to co ja na to?!
Wrzasnęłam do siebie w myślach i pokręciłam głową, uwalniając podbródek z jego lekkiego
uścisku, a potem spojrzałam gdzieś ponad jego ramieniem, starając się wymyślić
jakiś sposób ucieczki lub odmowy, który by go nie uraził, ale w mojej głowie
pojawiały się tylko najbardziej drastyczne obrazy obejmujące kopniaki i szybkie
przebieranie nogami, a w biegach to ja najlepsza nie byłam.
Cisza pomiędzy nami
robiła się coraz bardziej niezręczna wraz z upływem kolejnych sekund, a ja
nadal czułam jego spojrzenie na swojej twarzy, co powodowało wzrost paniki.
Otwierałam już usta, żeby syknąć, aby odwrócił wzrok, ale przerwał mi to
piskliwy wrzask.
- Sophia Hayden, ty
mała żmijo!
Oboje, jak na
zawołanie, obróciliśmy głowy w stronę szkoły, z której wybiegł właśnie czerwony
na twarzy Jackson, ciągnący za rękę odrobinę niższą od niego, wyglądającą na
zaskoczoną Chloe, której długi płaszcz powiewał za nią jak skrzydła nietoperza.
Harry wymamrotał coś marudnie pod nosem i odsunął się ode mnie na stosowną
odległość, wplatając swoje długie palce w już i tak potargane włosy. Na jego
twarzy malował się wyraz porażki, dlatego wolałam się na nim nie skupiać, żeby
uniknąć wyrzutów sumienia, powodujących niemiłe uczucie w piersi i ciężkość w
żołądku.
Skrzyżowałam ręce na
piersi wpatrując się w blondyna, którego oczy miotały się między mną a
Stylesem, jakby doszukiwał się w nas czegoś, co absolutnie nie miało miejsca.
- Ty smarkulo wredna,
wiesz co to telefon? – zapytał, oskarżycielsko wystawiwszy w moją stronę palec
wskazujący, a potem kontynuował, nie dając mi czasu na odpowiedź. – Takie
urządzenie, które dzwoni, a kiedy to robi, to trzeba odebrać, a nie trzymać w d
u p i e. – przeliterował takim tonem, jakby tłumaczył coś dziecku. Przy okazji
kiwał głową na lewo i prawo przy każdej literze, przez co jego ułożone włosy
podskakiwały w zabawny sposób.
Wywróciłam oczami.
- Przypominam ci, że
jesteś ode mnie młodszy, więc nie nazywaj mnie smarkulą. – dźgnęłam go palcem w
napięty brzuch, a potem wyciągnęłam dłoń do jego siostry, wpatrującej się w
Harry’ego ze zdziwieniem. – Cześć, jestem Sophia.
W zamian uzyskałam od
niej szeroki uśmiech, rozświetlający jej śliczną, dziewczęcą twarz i skinięcie
głową.
- Wiem. – parsknęła,
uścisnąwszy moją dłoń. Jej była zimna, wręcz lodowata, w przeciwieństwie do
mojej, ciepłej i spoconej z nadmiaru emocji. – Jackson opowiedział mi o tobie
wszystko. Tak samo o Liv. Non stop opowiada mi o was. No, głównie o niej, ale o
tobie też. – przyznała, a potem obie wybuchłyśmy śmiechem, kiedy z ust chłopaka
wydobyło się żałosne jęknięcie.
- Mam nadzieję, że
mówił o mnie same miłe rzeczy.
- Nie! – wrzasnął
Jackson. – Mówiłem same złe rzeczy. Że jesteś wredna, nie oddzwaniasz, masz krzywe
nogi i jesteś leniem.
Wzruszyłam ramionami,
nie przejmując się jego opinią. W głębi duszy wiedziałam, że nigdy nie
powiedziałby o mnie złego słowa, no chyba że mi i to prosto w twarz, z zawsze
towarzyszącą mu szczerością, bo nie potrafił być inny.
Zerknęłam w bok, na
Harry’ego – jego wzrok wbity był w pokryty warstwą deszczu chodnik, a dłonie
wciśnięte w kieszenie kurtki, po której spływały małe krople. Widziałam, że
czuje się niezręcznie i to przeze mnie. Ja to zawsze muszę coś popsuć albo
doprowadzić do niekomfortowej sytuacji. Jak na przykład wtedy, kiedy jeszcze
chodziłam do szkoły i przyjaźniłam się z dziewczyną o imieniu Kate. Miałyśmy
jedenaście lat i był to ten czas, kiedy dziewczynki zaczynają dojrzewać.
Okazało się, że moja przyjaciółka właśnie pierwszy raz dostała okres i
próbowała mi to przekazać w dyskretny sposób podczas lekcji, siedząc ze mną w
jednej ławce. Cierpiąc wówczas na chwilową głupotę, wypaliłam na cały głos: Masz
okres?! – przez co cała klasa nabijała się z Kate, a ja musiałam zostać za karę
po lekcjach, za zakłócanie porządku.
- To mój znajomy,
Harry Styles. – powiedziałam, z naciskiem na trzecie słowo, przedstawiając
chłopaka Chloe, choć, sądząc po jej pełnym uwielbienia wzroku, dobrze wiedziała
kim on jest. – A to Chloe, siostra Jacksona.
Po uprzejmym
uściśnięciu dłoni i wymienieniu kilku stosownych formułek nareszcie wsiedliśmy
do auta, umykając przed zimnym, lejącym się z nieba deszczem, który coraz
bardziej przybierał na sile. Harry, będąc tym zwyczajnym, grzecznym i
szarmanckim sobą, uparł się, że odwiezie Chloe do domu, a następnie podrzuci
mnie i Jacksona do pracy, co przyjęłam z wymuszonym entuzjazmem. Przez całą
drogę wpatrywałam się w zmieniające się widoki za oknem, unikając jego wzroku.
Pół godziny później
dojechaliśmy pod restaurację przy akompaniamencie mlaskania pochłaniającego
drugie opakowanie żelków Jacksona- zażyczył je sobie w ramach zadośćuczynienia
za to, że nie odbierałam od niego telefonów i nie odpisywałam na smsy.
Oczywiście Harry nie pozwolił mi za to zapłacić, twierdząc, że to jego wina, bo
to on zmusił mnie do spaceru i przyjścia do jego mieszkania, a ja nie
oponowałam zbyt długo, unikając konwersacji.
Kiedy czarne auto
zatrzymało się przy krawężniku, czym prędzej z niego wyskoczyłam mimo deszczu
uderzającego w moje nieokryte kapturem włosy i zatrzasnęłam drzwi, zanim Harry
zdążył powiedzieć choćby słowo, a następnie pognałam w kierunku wejścia do
restauracji, nie oglądając się za siebie.
Potrząsnęłam głową, wyrywając się z letargu i skarciłam się
w myślach. To tylko chłopak, głupi chłopak jakich wielu na tym świecie. Nie ma
w nim niczego wyjątkowego, kompletnie niczego, a to jak się zachował, wiecie,
naruszanie mojej przestrzeni osobistej i propozycja randki? Kto normalny tak
robi? Wiedziałam, że odpowiedź jest oczywista - każdy chłopak, który chce
bliżej poznać jakąś dziewczynę – ale wolałam wmawiać sobie, że Harry
przekroczył jakąś niewidzialną linię, którą sobie narysowałam. Biły się we mnie
dwie strony: jedna mówiła mi, że dobrze zrobiłam uciekając, choć lepiej by było
gdybym jasno i wyraźnie dała mu do zrozumienia iż między nami do niczego nie
dojdzie, za to druga karciła mnie za takie ograniczone myślenie, podsuwając
obrazy z klubu, wspólnego oglądania telewizji w moim mieszkaniu, miło
spędzonego czasu w jego salonie, kiedy obejmował mnie i głaskał po ramieniu,
gdy zasypiałam, jego ratunek z łap Louisa, a przede wszystkim fakt, że choć
miał tyle okazji do tego, żeby mnie pocałować albo obmacywać, jak zrobiłby to
normalny facet, on nigdy, przenigdy tego nie próbował.
Ze wstydem doszłam do wniosku, że to moje zachowanie mogło
mu podsunąć myśl o bardziej formalnym spotkaniu. Wysyłałam mu sprzeczne sygnały,
raz się do niego klejąc, zaraz potem odpychając go od siebie. Zalało mnie
poczucie winy, zgniatając moją pewność co do tego, że postąpiłam dobrze, w
zarodku.
Rozedrganymi dłońmi sięgnęłam do torebki i wyciągnęłam z
niej niewielki telefon. Podświetliłam ekran, wpisałam hasło i wbiłam wzrok w ikonkę wiadomości,
którą od razu nadusiłam. Na wyświetlaczu pojawił się krótki tekst. Moje serce
zaczęło bić szybciej, w kącikach oczu pojawiły się niespodziewane łzy, a w gardle
klucha, którą z trudem przełknęłam.
‘Przepraszam za dzisiaj. Zapomnij o tym, co mówiłem. To był zły pomysł.
H’
_________________________________________________________________________________
_________________________________________________________________________________
Hej, jeśli ktoś to czyta, dajcie jakiś znak :) chociaż krótki komentarz, cokolwiek.
Następny rozdział jest już w trakcie tworzenia, ten jest taki właściwie o niczym, no ale... jestem w tym mistrzem.
Pozdrawiam! <3
Następny rozdział jest już w trakcie tworzenia, ten jest taki właściwie o niczym, no ale... jestem w tym mistrzem.
Pozdrawiam! <3
No Sophia jak moglas?! Odmowic Harry´emu >.<
OdpowiedzUsuńHahaha, no żadna inna by tego nie zrobiła, tylko ona :D
Usuń