Od zawsze wiedziałam, że nie należę do osób cierpliwych –
jednak zależy to głównie od sytuacji, w której się aktualnie znajdowałam. Święta
Bożego Narodzenia i urodziny to zawsze katorga, bo uwielbiam dostawać prezenty
(bardziej niż niezręczne stanie i czekanie na koniec odśpiewywania ‘Sto lat’) i
zawsze wyczekuję ich z niecierpliwością, za to kiedy maluję muszę wykazywać się
opanowaniem, żeby czegoś nie spieprzyć. Najczęściej jednak szlag mnie trafiał,
kiedy czekałam na coś, co nie chciało nadejść. Na przykład na to, żeby urażony
Harry otworzył drzwi od swojego mieszkania i zdecydował się ze mną porozmawiać.
Dotarłam tam już około godziny szesnastej. Byłam oddziałem
specjalnym, który miał zająć się dostarczeniem Harry’ego na imprezę
niespodziankę, przy okazji również za zadanie miałam przeprosić go lub, jak to
ujął Jackson, kajać się i błagać o wybaczenie, żeby chociaż miał ochotę na
wyjście ze mną. Z perspektywy czasu widzę spore luki w tym planie. Nie, żebym
nie widziała ich już wcześniej, ale nikt nie zwracał uwagi na to, co mówię. Liv
i ja nadal się do siebie nie odzywałyśmy od tych kilku dni, Jackson uważał, że
jestem tchórzem, a Zayn, Niall, Louis i Liam byli zbyt zajęci zespołem i
wymyślaniem coraz to nowych pomysłów na wystrój i muzykę, żeby wsłuchać się w
moje narzekania. Byłam przekonana, że nie uda mi się wyciągnąć Stylesa z domu,
no i po części miałam rację. Wiedziałam, że na pewno jest na mnie zły i nie
będzie chciał ze mną rozmawiać.
Po dotarciu pod same drzwi, zapukałam w drewnianą powierzchnię
i odczekałam kilka sekund, aż usłyszałam ciche odgłosy stąpania. Klamka ugięła
się pod naporem dłoni od drugiej strony, a zaraz potem miałam przyjemność
oglądać przystojną twarz Harry’ego, wykrzywioną w wyrazie niezadowolenia.
- Cześć. – bąknęłam cicho, starając się utrzymywać z nim
kontakt wzrokowy i wyglądać na jak najmniej speszoną całą tą sytuacją. Z irytacją odkryłam, że ze zdenerwowania
trzęsą mi się ręce, dlatego wepchnęłam je niekulturalnie w kieszenie płaszcza i
przestąpiłam z nogi na nogę. Właściwie z niebotycznie wielkiego obcasa na
obcas, ale kto zwraca uwagę na takie rzeczy.
- Cześć. – padła krótka odpowiedź. Chłopak oparł się
ramieniem o futrynę, dając mi możliwość przeskanowania jego sylwetki w całej
okazałości. Pierwszy raz od kiedy się znaliśmy, miał na sobie niebieskie, a nie
czarne, dżinsy z rozdarciem na prawym kolanie, a do tego lekko prześwitującą
ciemną bluzkę, przez którą widać było zarys tatuaży. Włosy, jak zwykle
pozostawione w nieładzie, okalały jego twarz i opadały na czoło. Miałam ochotę
je stamtąd odsunąć.
- Ja… przyszłam, żeby…
- Żeby co? – przerwał mi nagle. –Żeby przeprosić? Bo jeśli
tak, to możesz już iść.
Harry odbił się lekko od futryny i zrobił krok w tył, zanim
zdążyłam znowu się odezwać.
- Czekaj! Posłuchaj, jest mi wstyd za to, co zrobiłam. Jak
cię potraktowałam. To było głupie, dziecinne. Jeśli nadal chcesz się ze mną
spotkać, jako znajomi – podkreśliłam nie wiadomo po co, pocierając niezręcznie
przedramię dłonią – to możemy to zrobić. Kiedy chcesz. Choćby teraz.
Nie wiedzieć skąd pojawiło się światełko nadziei. Myślałam,
że Harry mi wybaczy, że znowu będzie chciał się ze mną spotykać, że będzie jak
dawniej i wszyscy zapomną o tej całej niezręcznej sytuacji. Między nami zapadła
długa cisza, przerywana tylko moimi głośnymi oddechami, ponieważ nie zdążyłam
się jeszcze do końca wykurować. Rzucałam mu rozpaczliwe spojrzenia i zagryzałam
wargę ze zdenerwowania, nie chcąc się już więcej odzywać, bo byłam pewna, że z
moich ust popłynie potok słów, niekoniecznie na temat.
- Nie chcę już z tobą wychodzić, Sophia… - mruknął Harry, a
ja poczułam jak nadzieja ustępuje miejsca napływającej pustce. – To od początku
był zły pomysł, dopiero teraz to widzę.
- Harry…
- Nie. – powiedział stanowczo, wbijając we mnie zimne spojrzenie
swoich zielonych oczu. Wzdrygnęłam się na jego oschły ton i zrobiłam krok do
tyłu, chwiejąc się na niestabilnych obcasach. Żałowałam, że tam przyszłam. Że
dałam się namówić na to, żeby w tym cholernym deszczu jechać przez pół miasta w
zapoconym, zabiedzonym autobusie pełnym obrzydliwych ludzi, aby wyciągnąć
Harry’ego z domu. Z drugiej strony jednak pojawiła się we mnie determinacja,
nie chciałam odpuścić. Musiałam choć raz pokazać innym, że potrafię coś zrobić
dobrze.
- Idź stąd, Sophia. Idź i zostaw mnie w spokoju, nie chcę z
tobą nigdzie wychodzić ani nawet rozmawiać.
Westchnęłam ciężko i skrzyżowałam ręce na piersi, unosząc
wyzywająco podbródek.
- A ja nie zamierzam stąd iść dopóki ze mną nie
porozmawiasz.
Jedyną odpowiedzią było trzaśnięcie drzwiami i krótkie
zdanie dobiegające zza nich.
- To sobie tam siedź!
Więc usiadłam. Na betonowych, zimnych schodach, których
temperatura przenikała mój tyłek okryty materiałem jasnych rajstop i krótkiej
sukienki, ze skrzyżowanymi na piersi rękami. Twarz wykrzywioną miałam w wyrazie
upartości. Wiedziałam, że się stamtąd nie ruszę choćby na krok, choćbym miała
tam umrzeć z zimna, przez niewyleczony do końca katar i kaszel, to nie
przesunęłabym się nawet o centymetr.
Mijały sekundy, przemieniające się w minuty, a następnie
godziny. Zegarek na moim telefonie pokazywał już prawie osiemnastą trzydzieści,
co oznaczało, że czekałam tam już ponad dwie godziny, wpatrując się w schody i
przeciwległą ścianę. Powoli traciłam cierpliwość na rzecz wściekłości.
Wmawiałam sobie, że przecież chciałam tylko porozmawiać z tym małym uparciuchem
Harrym, a on mnie zlekceważył. Chwilę później pojawiły się we mnie wyrzuty
sumienia, wspominające to jak potraktowałam chłopaka i usprawiedliwiające go.
Następnie poczułam, że dłużej już tak nie usiedzę, mimo wszystko, i wstałam z
zamiarem ponownego zapukania do drzwi mieszkania Stylesa, kiedy te gwałtownie
się otworzyły.
Błyszczącymi w nadziei oczami spojrzałam na wychodzącego z
domu Harry’ego, którego wzrok wbity był w pomalowaną na jasny kolor ścianę nade
mną. Pociągając zasmarkanym nosem w żałosnym i niechlujnym geście podniosłam
się z betonu i poprawiłam podwiniętą sukienkę, kupioną specjalnie z okazji
urodzin chłopaka. Próżność, jaka we mnie tkwiła, żywiła nadzieję na to, że
ubranie spodoba mu się tak samo jak mi.
- Wejdź do środka. – wymamrotał z lekką chrypką, podrygując
prawą stopą w nerwowym rytmie. Nie chcąc nadwyrężać jego cierpliwości i
wątpliwego przypływu sympatii do mnie, weszłam szybko do mieszkania, czując
dreszcze przechodzące przez moje zmarznięte ciało. Rozpięłam kilka guzików
płaszcza i poprawiłam prostujące się już loki opadające na jedno ramię. Miałam
wcześniej nadzieję, że uda mi się jeszcze je poprawić przed imprezą, ale w
takim tempie… mało prawdopodobne.
Odwróciłam się powoli, usłyszawszy trzask zamykanych drzwi.
- Dzwonił Louis. – odezwał się Harry po kilku sekundach
ciszy, unikając mojego wzroku. Jak nigdy wcześniej potrzebowałam, żeby na mnie
spojrzał, potwierdzając, że między nami jest w porządku, ale przecież nie było
i nie miałam na co liczyć.
- Co mówił…?
Słowa, które z siebie wydusiłam, były ciche i niepewne.
- Że jesteś chora i mam cię wpuścić, żebyś nie marzła, a
zaraz ktoś po ciebie przyjedzie.
Podążałam za nim wzrokiem, kiedy minął mnie i skierował się
ku kuchni. Gdybym nie miała zatkanego nosa, to na pewno poczułabym ten oszałamiający
zapach jego perfum. Zdecydowałam się na zrzucenie niewygodnej pary butów, po
czym rzuciłam je w kąt korytarza, dokąd powędrował też płaszcz. Nie obchodziło
mnie, że Harry zobaczy elegancką sukienkę i z pewnością domyśli się co jest
grane. Tamta sprawa i tak już była przegrana – byłam przekonana, że nie uda mi
się go doprowadzić na imprezę.
Ruszyłam za chłopakiem. Z kuchni słychać było dźwięk
włączanego czajnika i stukot stawianego na blacie kubka – domyśliłam się, że
Styles postanowił zrobić herbatę. Stanęłam w progu pomieszczenia, trzymając się
na dystans. Obserwowałam umięśnione ramiona Harry’ego, napinające się, gdy
sięgał po torebki z napojem do wiszącej nieopodal szafki. Lekko prześwitująca
koszulka uniosła się, ukazując skrawek gołej, bladej skóry ponad krańcem
dżinsów.
- Wolisz zwykłą czy owocową?
- Owocową. – odpowiedziałam, bawiąc się końcówkami włosów.
Chłopak zerknął na mnie przez ramię, na twarzy nadal mając maskę powagi i
dystansu. Wrzucił do dwóch kubków torebki z herbatą i obrócił się przodem do
mnie, plecy opierając o kuchenne szafki. Dłońmi chwycił krańce blatu po obu
swoich stronach i przekrzywił głowę, skanując mnie od góry do dołu. Czułam, jak
na policzki wpływają mi lekkie rumieńce.
Miałam na sobie krótką, sięgającą połowy uda sukienkę. Jej
góra była w kolorze czarnym, odsłaniająca sporą część dekoltu. Cienkie, ciemne
ramiączka uniemożliwiały jej zsunięcie się z mojego szczupłego ciała. W okolicy
żeber materiał był biały, przylegający. Większość sukienki pokryta była
kwiatową koronką, dzięki której wyglądała ona na bardziej elegancką. Do tego
dobrałam złoty łańcuszek z wisiorkiem w kształcie koła i drobne, prawie
niewidoczne przez rozpuszczone włosy kolczyki.
Po dobrej minucie jego błądzący po moim ciele wzrok zaczął
naprawdę mi przeszkadzać. Mieszanka zdziwienia i czegoś, czego nie mogłam
zidentyfikować, na jego twarzy nie dawała mi żadnej podpowiedzi co do tego, o
czym chłopak myśli i było to niepokojące. W końcu, kiedy przedłużająca się między
nami cisza zaczynała się robić niezręczna, Harry zabrał głos.
- To z okazji moich urodzin?
- Nie. – odpowiedziałam gwałtownie, po czym skarciłam się w
myślach. – Tak.
Na jego twarzy po raz pierwszy pojawił się przebłysk
rozbawienia. Najwidoczniej oglądanie mnie skręcającej się z zażenowania było
dla niego przyjemne.
- No więc jak w końcu? – zapytał.
Westchnęłam i opuściłam wzrok na podłogę, śledząc łączenia
między płytkami, kiedy mówiłam:
- Tak, to na twoje urodziny…
- Gdybyś od razu stanęła w takim stroju przed moimi
drzwiami, to pewnie nie musiałabyś tyle czekać aż cię wpuszczę.
Słucham? Miałam
wrażenie, że się przesłyszałam. Czy to ten sam Harry Styles? Moja szczęka
opadła w wyrazie zdziwienia.
- No co? – zapytał, parskając śmiechem. – Jestem tylko
facetem, a ty wyglądasz… - urwał i odchrząknął niezręcznie. – … no, wyglądasz
dobrze.
- Już wiem jak następnym razem cię podejść. – zażartowałam,
zauważając jego znaczną poprawę humoru. Jeśli mój strój tak na niego działał,
to co by zrobił, widząc mnie w stroju kąpielowym lub bieliźnie? Ale hola, hola,
nie zapędzajmy się za daleko.
- Nie będzie następnego takiego razu.
To zdanie zabrzmiało prawie jak pytanie, jakby chłopak
upewniał się co do tego, że więcej nie potraktuję go w taki sposób, jak to
miało miejsce. Widziałam i słyszałam jego niepewność. W głębi serca wiedziałam,
że Harry jest zbyt dobry dla mnie, dla każdego. Był osobą, która ma mnóstwo przyjaciół,
jest otwarta na ludzi i zdaje się nie zdawać sobie sprawy z zagrożenia, jakie
za sobą niosą. Ja otaczałam się twardą skorupą, kiedy Harry zapraszał innych
pod swoje skrzydła, mimo okropnych rzeczy, jakie mogli mu zrobić.
Mimo tego, jak źle wobec niego postąpiłam i nawet nie
zadałam sobie trudu, żeby wcześniej to naprawić, on zdecydował się na to, żeby
po raz kolejny mi wybaczyć, żeby wpuścić mnie do swojego mieszkania i nawet
ugościć herbatą. Pozwolił sobie na małe żarciki, pokazując mi, iż nie jest już
na mnie zły, a przynajmniej nie tak bardzo jak był wcześniej. Chciał, abym
czuła się przy nim komfortowo, nawet jeśli on nie czuł tego samego przy mnie, a
mi pozostawało jedynie bycie wdzięczną za to, jak dobry jest wobec mnie.
- Nie będzie.
Zasiedliśmy na kanapie w salonie, każde z nas trzymając w
ręku kubek z herbatą. Będąc ubraną w sukienkę nie mogłam podwinąć nóg w taki
sposób jak zawsze, dlatego wyciągnęłam je przed siebie. Czułam wzrok Harry’ego,
lustrujący mnie prawie przez cały czas, lecz gdy tylko na niego spoglądałam, on
odwracał głowę w drugą stronę.
Upiłam łyk ciepłej herbaty, uważając żeby nie poparzyć
języka. Z lekkim trzaskiem odstawiłam kubek na stolik i obróciłam się przodem
do Harry’ego.
- Miałam ci niczego nie wygadać, ale i tak jestem pewna, że
już wszystkiego się domyśliłeś. – powiedziałam, patrząc w jego błyszczące
zielone oczy.
- Impreza niespodzianka? – zapytał z rozbawionym
uśmieszkiem. – Łatwo się domyślić. Nikt do mnie nie dzwonił z życzeniami, nikt
nie pisał, a potem zjawiasz się ty, wystrojona jak na imprezę. No aż trudno mi
udawać, że nie wiem o co chodzi.
Odwzajemniłam uśmiech, bawiąc się skrawkiem koronki,
wystającym u spodu sukienki.
- Wiedziałam, że się domyślisz. Mówiłam im, ale nikt mnie
nie słuchał. Jeszcze potem genialnie wymyślili, że wyślą mnie, rozumiesz? mnie,
do ciebie, żebym przyprowadziła cię na właściwe miejsce. Nie wiem, co oni mają
w głowach, ale nie dali się przekonać, że to chory pomysł.
- Dobrze, że przyszłaś. – powiedział Harry. Zerknęłam na
niego szybko, zdziwiona jego słowami. Naprawdę tak myślał? Starałam się
zrozumieć, dlaczego tak uważał, ale żadne rozwiązanie nie przychodziło mi do
głowy.
- Tak…?
Chłopak kiwnął głową, upijając trochę swojej herbaty z
białego, ciężkiego kubka, trzymanego przez niego w ozdobionej pierścionkami
dłoni.
- Czułem się jak idiota przez cały ten czas. – wymamrotał
Styles. – Myślałem, że zrobiłem coś źle i dlatego uciekłaś. Bałem się, że może
powiedziałem coś, co cię uraziło, ale potem zrozumiałem, że to nie była moja wina.
- Bo nie była… - powiedziałam cicho. – Zachowałam się
okropnie, przepraszam. Nie wiem co sobie wtedy myślałam. Nie tylko ty czułeś
się jak idiota.
- No to jest nas dwoje.
Harry uśmiechnął się, co natychmiast odwzajemniłam.
- A więc impreza? – zapytał.
- Impreza.
Jejku nie wiesz nawet jak bardzo nie mogłam doczekać się tego rozdziału!
OdpowiedzUsuńWidzę też że zmieniłaś wygląd bloga, bardzo ładnie ale stary bardziej mi się podobał.
Co do rozdziału to miałam ochotę kopnąć Harr'ego w te jego cholernie seksowne cztery litery bo mnie tak zdenerwował że ugh..., że też baba miała łaskawie na niego czekać aż ten coś sobie przemyśli. Też mi coś!
Chodź z drugiej strony cieszę się że się w końcu dogadali!
Oby ta imprezka miała spory wpływ na to opowiadanie!
Ślę wenę i do kolejnego! ♥