Niektórzy ludzie słyną z nieodpowiedzialności lub
podejmowania złych decyzji. Nie chciałam być jedną z nich, niejako jednak nie
potrafiąc oprzeć się wpływom najbliższych w tych najmniej rozsądnych
sytuacjach. Zawsze miałam problemy z odmawianiem, co różnie się dla mnie
kończyło: musiałam robić coś, na co nie miałam ochoty, pakowałam się w kłopoty
lub kończyłam z olbrzymim upojeniem alkoholowym przez mieszanie procentów z lekarstwami.
Wiecie już pewnie o co chodziło tym razem.
Od kilku godzin, mniej więcej trzech, kręciłam się między
stołem z przekąskami a barem, napełniając nienasycony żołądek rozmaitymi
kolorowymi drinkami lub niezdrowym jedzeniem w postaci chipsów, chrupek,
sporadycznie kanapek, wchłaniających chociaż odrobinę wypitego alkoholu.
Korzystając z okazji mogłam poprzyglądać się wszystkim osobom zgromadzonym w
olbrzymiej sali wynajętej specjalnie na tę okazję przez chłopaków z zespołu.
Większości z nich oczywiście nie znałam – Harry, jako osoba popularna i przede
wszystkim miła oraz towarzyska, dorobił się sporej ilości przyjaciół, którzy
tłoczyli się dookoła niego nieustannie, zasypując go gradem życzeń oraz
prezentów, uścisków i pocałunków. Wszystkie kobiety wyglądały jak miliony
dolarów, ubrane w sukienki i buty od projektantów, przy których mój strój
wypadał blado, ale postanowiłam się tym nie przejmować. Ważne, że miałam co
jeść i pić, od czasu do czasu także z kim tańczyć, bo byłabym nieszczera,
gdybym powiedziała, że nikt mnie nie zaprosił na parkiet.
Przez większość czasu towarzyszył mi Jackson, jak mój
przyboczny, nie odstępował mnie prawie na krok i wbijał przerażające spojrzenie
w każdego, kto ośmielił się mu mnie ukraść. Oboje czuliśmy się nieswojo w
otoczeniu takiej ilości sław, jednocześnie jednak nie zamierzaliśmy rezygnować
z dobrej zabawy, dlatego też zdecydowałam się na alkohol mimo branych leków,
przypisanych przez widzianego niedawno doktora. Raz się żyje i te sprawy. Nie
żeby Jackson wpychał we mnie pierwsze kilka drinków, przy którymś z kolei
odpuszczając, gdy zauważył, że sama jestem już nazbyt chętna, aby sięgać po
następne. Rozsądek nigdy nie leżał w jego naturze, a nie było przy nas Liv,
która by nas przystopowała. Dziewczyna zajęta była swoim nie-chłopakiem,
Zaynem, z którym podbijała od czasu do czasu wolne miejsce przeznaczone na
parkiet, wypełnione tłumem tańczących ludzi. Momentami tylko widziałam jej
zielone włosy przebłyskujące między masą ciał.
Kilka razy udało mi się zatańczyć z Niallem, którego
taneczne ruchy rozśmieszyłyby nawet największego ponuraka. W dziwny sposób
wyginał swoje patykowate nogi i wymachiwał cienkimi rękami na prawo i lewo o
włos omijając głowy innych ludzi. Liam ze swoją dziewczyną, którą od razu
polubiłam ze względu na to samo imię, tylko pomachał do mnie ręką – w ciągu
ostatnich dni zdążyłam z nim zamienić kilka słów i wydawał się być naprawdę
sympatyczny. Zayn nie opuszczał boku Liv, przez co nie mieliśmy nawet okazji do
rozmowy, ale za to posłał mi pokrzepiający uśmiech. A Louis? Cóż, był jednym z
pierwszych, którzy zaczęli pić i tym, który opowiadał wszystkim napotkanym
osobom suche kawały – Jackson i ja musieliśmy wysłuchać ich kilkanaście, bo
Eleanor nie udało się odciągnąć od nas chłopaka przed dobre dziesięć minut.
- Jak nazywa się miasto, w którym żegna się ryż? Paryż!
- Jak się nazywa urządzenie do zdejmowania twarzy?
Odtwarzacz!
- Jak się nazywa kot, który leci? Kotlecik!
Następnie nadszedł czas na dzikie tańce, obejmujące przede
wszystkim trzęsienie pupą i wymachiwanie rękami nad głową, do czego próbował
kilkukrotnie mnie zachęcić, poprzez trykanie mojego biodra swoim biodrem,
pokrzykując:
- Dalej, Sophia, trzęś tym!
Niestety trafił na moment, w którym alkohol jeszcze nie
uderzył mi do głowy i zasmucony musiał odpuścić sobie moje towarzystwo z
solidnym postanowieniem, odnalezienia mnie, gdy zauważy mój lepszy stan.
Objedzona kanapkami i opita słodkimi drinkami nabrałam
ochotę na zabawę, przekonana szybkimi, klubowymi kawałkami, jakie puszczał wynajęty
przez chłopaków DJ. Znając życie on też był kimś znanym, tylko nie mogłam
przypiąć mu żadnego nazwiska do twarzy. Skłamałabym mówiąc, że nie był
przystojny i że nie interesowałam się nim nawet przez chwilę, poza tym wiecie
jak to jest, DJ-e zazwyczaj są przystojni i dziewczyny do nich lgną, a mój
zamroczony umysł był wtedy zdolny przekonać mnie, że wszystkie moje najgłupsze
czyny są stosowne i dobre. Męczyłam tego nieszczęsnego, zawstydzonego chłopaka
z dużymi słuchawkami tkwiącymi w okolicy szyi, wpatrując się w jego duże,
nieokreślonego koloru oczy, starając się zwracać uwagę na szczegóły mimo
rozmazującego się i wirującego obrazu, dopóki czyjaś silna, duża dłoń o długich
palcach nie chwyciła mnie w pasie i pociągnęła w ustronne miejsce.
Pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy? Jackson, cholerny
Jackson próbuje mnie odciągnąć od dobrej zabawy, dlatego odruchowo zaczęłam go
opieprzać, nie szczędząc sobie gwałtownej gestykulacji.
- Oszalałeś?! Masz coś z głową?! Nie, ja wiem, że masz.
Uwielbiasz mnie dręczyć, co ja mówię, ty to kochasz. Mam ochotę ogolić te twoje
paskudne, blond tlenione kłaki i…
- Dobrze, że nie jestem blondynem. – przerwał mi
niespodziewanie czyjś niski, zachrypnięty głos, a jednocześnie czyjeś dłonie
obracały mnie w stronę tej osoby, prawie pozbawiając mnie równowagi na tych
wielgachnych obcasach tkwiących na moich stopach.
Mój rozbiegany wzrok zeskanował znajomą mi już sylwetkę. Nie
mogłam się powstrzymać od dość chamskiego obejrzenia chłopaka od stóp do głów -
od uciskającej brązowe loki czapki, której daszek umiejscowiony był z tyłu
głowy, przez czerwono czarną koszulę w kratę, narzuconą na tę samą,
prześwitującą koszulkę, dżinsy, aż po zamszowe buty z ciemnymi akcentami. Zatrzymałam
na nich spojrzenie, starając się zmusić mój umysł do współpracy.
- Harry…? – zapytałam głupio.
- No tak, a kto inny?
Wsparłam się dłonią na jego ramieniu, próbując jednocześnie
utrzymywać się w linii prostej, bez żenującego kiwania się na prawo i lewo, jak
te wszystkie dmuchane ludziki, wyginające się na wietrze.
- Nie odbierasz już prezentów…? Od tych… innych gwiazd i w
ogóle, wiesz… modelki i te sprawy. Chude nogi, długie włosy, zgrabne, ładne i
tak dalej…
Gdzie jest mój filtr, kiedy go potrzebuję?! Słowa wylewały
się ze mnie, jak zazwyczaj, zanim zdążyłam się zastanowić nad tym, co mówię,
przez co zabrzmiałam jak zazdrosna dziewczyna, a nie było to moim zamiarem.
Odpuściłam wpatrywanie się w obuwie chłopaka, kiedy
usłyszałam jego głośny śmiech. Obserwowałam jak odchyla głowę do tyłu i chwyta
się za brzuch, wydając z siebie rozbawione parsknięcia. Bezczelny, przystojny
głupek. Zatkałam mu usta, mrużąc oczy.
- Przestań… - powiedziałam stanowczo, poprzedzając głośny
pisk, który wydałam z siebie, czując mokry język na wewnętrznej stronie dłoni.
– Harry! Ohyda!
Chłopak zarechotał w odpowiedzi, triumfalnie odsuwając
zbłądzone loki z zarumienionych policzków.
- Nie bój się, teraz jestem już w całości dla ciebie. –
zapewnił mnie, rozciągając usta w zadziornym uśmieszku, który miałam ochotę
zetrzeć przy pomocy plaśnięcia lub uszczypnięcia go w miejscu, w którym pojawił
się ten nieszczęsny dołeczek.
- Kto ci powiedział, że cię chcę?
- Nie udawaj, przecież widzę…
Jego brwi poruszyły się kilka razy w górę i w dół, a pełne
usta rozciągały się w szerokim uśmiechu. Zielone oczy lśniły w blasku
błyskających, kolorowych lamp, przyciągając niepowstrzymanie mój pijacki,
rozbiegany wzrok. Jak ryba wyciągnięta z wody poruszałam otwartymi ustami,
mając nadzieję na przypływ jakiej kąśliwej uwagi, ale nic nie przychodziło mi
do głowy, aż w końcu chłopak wywrócił oczami i objął mnie dwiema rękami w
pasie, dłonie opierając we wgłębieniu w dolnej części pleców. Moje wargi
gwałtownie się zacisnęły na to nowe zachowanie chłopaka.
Zastanawiałam się, czy złość mogła mu przejść tak szybko i
dlaczego nagle przestaje zachowywać między nami stosowny dystans, ale to drugie
było mi w większej części obojętne ze względu na alkohol krążący w moich
żyłach. Moje myśli zajmował raczej obraz jego malinowych ust, znajdujących się
wprost przed moimi oczami…
Potrząsnęłam głową. O czym ja myślę?!
- Sophia? Wszystko w porządku? – zapytał chłopak, a jego
duża dłoń zaczęła przesuwać się po moich plecach w niewielkich okręgach, w
uspokajającym geście.
Mruknęłam pod nosem, że tak, wpatrując się w parkiet pełen
ludzi, znajdujący się tuż za nim.
- Trochę się upiłam… - wytłumaczyłam mu, nieświadomie
przysuwając swoje ciało jeszcze bliżej jego. Pewnie wziął to za przejaw
pijaństwa i pomyślał, że chcę się o niego oprzeć, bo mam zawroty głowy, ale to
nie było to. To wzbierające we mnie uczucie kazało mi być jak najbliżej
chłopaka. Podpowiadało mi, żebym wplotła palce w jego loki, przejechała dłonią
po szerokiej klatce piersiowej lub pocałowała jego miękkie usta. Jakiś głos w
mojej głowie powtarzał wciąż pytania o to, dlaczego nie potrafię się do nikogo
zbliżyć, dlaczego nie chcę wyluzować i traktować Harry’ego tak, jak na to
zasługiwał. Dlaczego nie potrafiłam przyznać tego, że ewidentnie mu na mnie
zależało, a najważniejsze: z jakiego powodu byłam na tyle uparta, żeby nie
chcieć na głos ani w myślach powiedzieć, że to m i na nim zależy?
Bywają czasem w życiu takie sytuacje, które zmuszają nas do zmian,
tych radykalnych bądź prawie niezauważalnych, jednak najważniejsze jest to, co
w związku z nimi nadchodzi. Zawsze może być lepiej albo gorzej, w zależności od
momentu, ale jedno jest pewne: nigdy już nic nie będzie takie samo. Mówi się,
że kiedy człowiek spotyka drugiego człowieka, zachodzi w nim jakaś zmiana i mimo
wszystko przestaje być tym, kim kiedyś był. Miałam wrażenie, że moje zachowanie
i spojrzenie na świat radykalnie się zmieniło od kiedy w moim życiu zagościł
Harry ze swoim radosnym uśmiechem i sympatycznym usposobieniem. Był typem
osoby, która wnosi światło nie tylko w każde pomieszczenie, w którym się
pojawi, ale także w każdą duszę. Miał w sobie coś, dzięki czemu nie mógł zostać
niezauważony przez jakiegokolwiek człowieka. W moich oczach przeobraził się ze
sławnej na całym świecie gwiazdy, w zaufanego człowieka, któremu mogłabym
powierzyć każdą największą tajemnicę mimo tego, że znaliśmy się niecały
miesiąc. Sprawiał, że czułam się swobodnie, a przy tym byłam jak najbardziej
sobą, nie musiałam udawać nikogo innego i to było najważniejsze.
Z zawziętą miną wpatrywałam się w jego błyszczące oczy,
które odwzajemniały moje spojrzenie. Chciałam wypowiedzieć wszystkie moje myśli
na głos, ale odpłynęły, zaginęły w otchłani alkoholu krążącego w moim
organizmie. Zamiast tego podjęłam decyzję, która miała jedynie dwa wyjścia:
mogła zepsuć naszą relację albo sprowadzić ją na całkowicie nowe tory.
Rozedrganymi z emocji dłońmi powiodłam po jego umięśnionych
twardych ramionach okrytych półprzezroczystym materiałem i koszulą, aż dotarłam
nimi do miękkiej skóry szyi. W palce połaskotały mnie pukle loków wystających
spod jego czapki. Mój wzrok wędrował wraz z dłońmi, ale doskonale wiedziałam,
że chłopak wpatruje się we mnie z uwagą obserwując moje poczynania. Opuszkami
pogładziłam skraj jego szczęki, wyczuwając lekki zarost. Całą dłonią ujęłam
jego policzek, wtykając kciuk w pojawiający się powoli dołeczek, kiedy z
uśmiechem otwierał usta, aby wygłosić najpewniej jakąś kąśliwą uwagę. Ale nie
pozwoliłam mu na to, przyciskając moje suche ze zdenerwowania wargi do jego.
Czułam, jak jego dłonie zaciskają się na moich biodrach w
zaskoczeniu, aby zaraz potem przysunąć mnie do jego ciała, zamknąwszy mnie w
ciasnym uścisku. Wolną dłonią objęłam jego szyję. Nasze wargi ocierały się o
siebie w spokojnym, powolnym rytmie, idealnie ze sobą współgrając, jednak
pocałunek zamienił się w bardziej namiętny, kiedy do wszystkiego dołączyły
języki.
Byłam jak wulkan, który zaraz wybuchnie, przez emocje
kłębiące się w moim ciele. Lęk, że Harry nie odwzajemni pocałunku, ustąpił
miejsca czystej, nieposkromionej euforii. Wiedziałam, że podjęłam dobrą
decyzję. Nawet jeśli po wszystkim miałabym tego żałować.
_________________________________________________________________________________
Przepraszam za baaardzo długą zwłokę, ale wyjechałam na Erasmusa do Hiszpanii i mam mało czasu, a poza tym doszedł też problem z zaaklimatyzowaniem się tutaj (odliczam już dni do powrotu do domu). Więc kolejne rozdziały mogą się pojawiać bardzo rzadko.
Pozdrawiam! <3
Pozdrawiam! <3
Boże w końcu w końcu ten moment! Aaa! Cieszę się jak małe dziecko. Sophia podjęła słuszną decyzję.
OdpowiedzUsuńSzkoda że rozdziały będą się pojawiać rzadko ale no cóż ..., czekam już na następny! I się tam zaaklimatyzuj się i pozdrawiam!
Staram się zacząć pisać następny, dopóki przede mną nie ma żadnych perspektyw na wyjazdy na wycieczki itp, a moje współlokatorki wyjeżdżają na weekend, więc pewnie wtedy z braku innego zajęcia, będę na zmianę zwiedzać Cordobę i pisać rozdział (oby). :)
OdpowiedzUsuńSophia jest trochę taka jak ja, zmienna i niekonsekwentna w większości spraw, więc nikt nie wie co z tego wszystkiego wyniknie...