Pojechałem ją
zobaczyć.
Jak najmocniej
próbowałem trzymać się resztki kłębiącego się we mnie optymizmu, ale jej
obecność zawsze zmieniała coś w moim umyśle; jak tym razem mogło być inaczej?
Nie znałem jej długo;
ten okres nazwałbym raczej okruszkiem w otchłani nieskończonego czasu, ale
jakoś nie mogłem powstrzymać mojego serca od bicia takim dziwnym przyspieszonym
rytmem, kiedy mój wzrok opadał na kosmyki jej długich włosów, których kolor powoli
blaknął, długie rzęsy tworzące cień na kościach policzkowych, kształtne usta i
lekko zadarty nos.
Wszyscy powiedzieliby,
że nie jest w moim typie – w końcu nigdy nie umawiałem się z aż tak barwnymi
postaciami. Jasne, modelki, aktorki, piosenkarki też są barwne i wyraziste, ale
żadna z nich nie przyciągnęła mojej uwagi poprzez bycie po prostu sobą. Miały
wygląd, w show biznesie bez tego trudno jest zaistnieć, ale pod tą pustą
przykrywką często krył się umysł pozbawiony tego czegoś, co by mnie zainteresowało,
co trzymałoby mnie przy nich dłużej niż parę miesięcy, co przekonałoby mnie do
tego, że nie udaję szczęśliwego, kiedy jedyne co tak naprawdę czuję, to
zniechęcenie i słaby pociąg fizyczny. Seks to nie wszystko.
Wszyscy zapytaliby po
co cały czas się z nią widuję. Louis nie nazwałby tego ‘widywaniem się’, dla
niego to raczej ‘katowanie się i liczenie na cud’, ale ja wolałem nadać temu
swoją nazwę.
Wszyscy z utęsknieniem
wypatrywali początku trasy, który zbliżał się nieubłaganie wielkimi krokami,
niosąc ze sobą obietnicę długich nieprzespanych nocy, ciągnących się jak guma
podróży samolotami i busami, krzyczących i płaczących fanek, wywiadów, nagrań i
pracy nad nową płytą, o której myśleliśmy już od jakiegoś czasu. Jednocześnie
była to ucieczka z Londynu, choć nikt nie mówił tego na głos, nie chcąc
doprowadzić do wybuchu kłótni, jaka miała między nami miejsce kilka dni temu.
Byliśmy zespołem, drużyną, braćmi, mieliśmy być jak jedno ciało, zgrane, bez
niedociągnięć, dogadujące się ze sobą, myślące jak jeden połączony umysł.
Nie moja wina, że
chciałem być zrozumiany. Że chciałem aby zrozumieli, że nie trzymają mnie przy
niej żadne niewytłumaczalne wyrzuty sumienia, że nie próbuję się katować, że
nadzieja, która się we mnie tli, to nie choroba, a chęć oglądania coraz to na
nowo tego pięknego odcienia jej oczu, kiedy spogląda na mnie nie jak na kogoś
sławnego, kto ma mnóstwo pieniędzy, a na kogoś, kto jest normalnym człowiekiem.
Była moją dawką
normalności w tym przepełnionym złudzeniami i pieniędzmi świecie, który sam
wybrałem kilka lat temu.
Dlatego, mimo
wszystko, przyjechałem się z nią zobaczyć.
- Pięknie wyglądasz. –
powiedziałem cicho, dotykając lekko jej wątłego ciała w okolicy biodra.
Chciałem, żeby o tym wiedziała. Mimo wszystko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz